30-letnia grodzieńska bizneswomen Natalia wiezie swoim samochodem niemiecką dziennikarkę do matki w gości, do wioski niedaleko Grodna. Mówiąc o wyborach, Natalia demonstruje swoje sceptyczne nastawienie. Nie obchodzą jej one. Sama nie jest za bardzo zależna od tego, co nazywa "systemem". Jej siedmioletnia córka uczy się w polskiej szkole podstawowej, gdzie "nie ma ani komunistycznej ideologii, ani pionerów, ani Komsomoła, tutaj obchodzą Boże Narodzenie i uczą się języka polskiego."
Natalia i jej rodzina należą do tej około 40% populacji obwodu, jaka posiada "kartę Polaka".
"Kiedy jestem w Białorusi, to mówię, że jestem Polką. Zagranicą mówię, że jestem obywatelką Białorusi. Mój dom znajduje się na Białorusi, a dokładniej na Grodzieńszczyźnie. Jestem, że tak powiem, patriotką mojej małej rodziny, jednak nie patriotką kraju" -mówi młoda kobieta podczas podróży.
Przynależność regionu do 1939 roku do Polski przyniosła pewną korzyści tym ludziom, jacy mogli wykazać swoje polskie pochodzenie, jak również przeszli test językowy w Konsulacie Polskim. "Karta Polaka" pozwala im otrzymywać stale Wizę Szengen, jak również na pracę i pobyt w Polsce. To bardzo odczuwalne korzyści dla państwa, gdzie wiza do kraju kosztuje 60 Euro albo połowę średniej pensji miesięcznej.
Wielu młodych Polaków z Białorusi również korzysta z możliwości bezpłatnego studiowania w Polsce. Na przykład Natalia ukończyła w Warszawie szkołę dla kobiet-przedsiębiorców z Białorusi. Natalia jest zadowolona ze swojego życia.
"Na Białorusi można dobrze żyć, jeśli nie interesuje się polityką"- mówi.
Jej obojętność wobec polityki i wyborów jest główną powodem do konfliktu z matką.
W przeszłości pielęgniarka, teraz strasza kobieta, mówi:
"Żyjemy bardzo dobrze na Białorusi, jesteśmy bardzo zadowoleni z naszego prezydenta. Jest nam szczególnie przyjemnie, że nie ma u nas żadnego terroryzmu, który jest wszędzie."
Matka Natalii obowiązkowo pójdzie w niedzielę na wybory, aby oddać swój głos na Łukaszenkę. Mówi, że za nim są wszyscy zwykli ludzie. Przynajmniej na wsi zawsze otrzyma poparcie.
Wraz z Natalią w gości do matki z Grodna przybyła i młodsza, 25-letnia Alena. Niedawno wyszła za mąż za swojego chłopaka. Jako młoda rodzina otrzymali kredyt i zakupili kawalerkę. Plany młodych na przyszłość to "mieć dwójkę dzieci, kupić samochód, zbudować dom oraz by ich miłość nie wygasła."
Dla Aleny tak samo jak i dla siostry polityka nie odgrywa żadnej roli. "Nie jestem zainteresowana wyborami, bo nie brakuje mi codziennych problemów"- stwierdziła dziewczyna. Co do faktu, że jest członkinią Białoruskiego Związku Młodzieży, jest jej co prawda trochę niezręcznie przed Natalią: "Jednak, co zrobić, kiedy nam przymusem kazali wstąpić. A ja nie jestem człowiekiem zasad."
Kilka minut drogi od domu Natalii, ale w innej wiosce, żyją jej babcia i dziadek- Suzana i Andrzej. Oprócz nich szystkich razem w wiosce jest jeszcze 9 osób, wszystkie to etniczni Polacy, jak to zaznacza 78-letni dziadek. Rozmawia białorusko-polsko- rosyjskim mieszańcem.
"Zawsze żyliśmy na Białorusi i jesteśmy dumi, że jesteśmy Polakami"- zaznacza tą samą trasianką babcia.
W obecnej Polsce nie byli ani razu. W czasach radzieckich to było niemożliwe, teraz nie mają już żadnych żyjąch krewnych, jakich można by było dowiedzić.
"Na Białorusi można żyć, ponieważ mamy dobrego prezydenta"- mówi Andrzej- "Najważniejsze że nie ma wojny."
Swoich gości dziadek częstuje kiełbasą, jaką usmażyła jego żona.
"Wszystko z naszej prywatnej gospodarki"- chwali sie Andrzej. Przez całe swoje życie pracował jako rolnik i nigdy nie był w kołhozie.
"Żyjemy dobrze, niezależnie od tego, kto nami rządzi. Mamy co jeść, nic nam nie potrzeba"- podchwyca słowa męża Suzana.
18 grudnia 2010, 18:48, Radio Svaboda.
Artykuł można przeczytać tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz