niedziela, 31 października 2010

Łukaszenka: Gdyby nie ja, opozycjoniści nie zebrali by podpisów

Aleksandr Łukaszenka w czasie spaceru po Brześciu powiedział, że mu wszystko jedno ilu kandydatów będzie zmagało się o prezydenturę.

"Wszystko mi jedno: czy będzie ich 17 czy ewentualnie będzie jeden czy dwóch. Jeżeli są prawdziwymi politykami, będą walczyć. Jeśli są nijacy-najprawdopodobnie boją się wkroczyć do otwartej walki politycznej-powiedział Łukaszenka i potem dodał- walki nie będzie, będzimy postępować godnie - przekazuje swoje słowa głowa państwa BELCIE.

Łukaszenka stwierdził, że nie miał czasu, aby poważnie zająć się przedwyborczą kampanią: 

"Szczerze mówiąc, nawet nie wiem ile zebrano na mnie głosów."

Jednakże, jak twierdzi, w tym tygodniu zebrano dla niego 1,3 miliona podpisów.
Prezydent wypowiedział się również w sprawie szans swoich rywali w wyborach:

"Na początku było ich 17 czy 19. Potem z jakiś przyczyn zaczęli- jak to ludzie mówią- ustępować z pola. Jeśli się nie styka z mieszkańcami, to zdaje się, ciężko, aby na nas zagłosowali. Poszli do ludzi. Okazało się, że i podpisy ciężko jest zebrać. Gdybym nie zapytał i nie poprosił ludzi, aby podpisali się dla nich, to by i podpisów nie zebrali. I tak w zetknięciu się z opinią narodu twarzą w twarz , zrozumieli , że zero i jedną setną procenta czy ile tam może tego być:  jeden , dwa , trzy, pięć procent mogą uzyskać w wyborach."

Następnie obecny Prezydeny znów powrócił do tematu potencjalnego wycofania się kandydatów: 

"Jeśli już nie wygramy przez Łukaszenkę, dawaj albo wycofamy się, albo pozostawimy jednego czy dwóch. Aby zachować, jak to oni mówią, swoją twarz przed porażką, trzeba się wycofać. Pierwsze ich taktyczne posunięcie: pozostawić Łukaszenkę samego. Litości! Mnie to nie stresuje. Naród zrozumie, czemu nie poszli walczyć o to stanowisko. Znów biznes, znowu pieniądze, ktoś gdzieś, coś sobie zdobył. Po trochę na rok-na dwa liznął, a tam są nowe wybory, tam jeszcze ktoś, na pewno, coś da."

30 października 2010, 17:51, Radio Svaboda.

Artykuł można przeczytać tutaj.

JĘZYK I WYBORY: Grodno

"Kiedy rozmawiasz z ludźmi po białorusku, stają się bardziej przyjaźni"

W Grodnie zbiórka podpisów odbywa się w dwóch językach, chyba tylko członkowie partii BFN wszystkie nazwiska i inne dane zapisują wyłącznie po białorusku.

Dzisiaj na pikietach zbierającyh podpisy w Grodnie był Jarosław Romańczuk, którego osoba wsród Grodnian wywołała duże zainteresowanie.
Jarosław Romańczuk rozmawiał z nimi zarówno po białorusku, jak i po rosyjsku, nawet po polsku, zależnie od tego ,jak się do niego zwracano.

Zaciekawiłem się: Dlaczego na jego wiecu informacje zamieszczone są wyłącznie po rosyjsku?

Romańczuk: Mamy plakaty i w języku białoruskim...

Reporter: Ale ich tutaj nie ma.

Romańczuk: Może ich nie zabrali, ale podpisy zbieramy w dwóch językach, i program "Milion nowych miejsc pracy" jest również w dwóch językach. Ogólnie rzecz biorąc, jesteśmy za tym, aby wszystkie materiały były w różnych językach i aby każdy mógł je zrozumieć.

Koordynator sztabu wyborczego Jarosława Romańczuka w obwodzie grodzieńskim Jury Istomin dodaje:

"U naszych agitatorów taka sama strategia: w jakim języku ktoś się zwraca, w takim i my odpowiadamy. Dane osobowe zapisujemy również w języku, w jakim nam je podają. Ale u nas w 99% są zapisywane po rosyjsku."

U zbierających podpisy za Ryhora Kastusioua i informacje, i wszystkie zapisy prowadzone są wyłącznie w języku białoruskim. Z tym nie było żadnych problemów. Ale i tutaj rozmawiać można z ludzmi jak kto woli. Mówi Wadzim Saranczukou, zbierający podpisy:

"I po polsku, i po angielsku, i po niemiecku, i po rosyjsku się zdarza. Ale, oczywiście, większość naszej kampanii prowadzimy po białorusku i język wszyscy rozumieją."

Jego kolega mówi, że na ogół nie bierze pod uwage stereotypu nakazującego odpowiadać po rosyjsku, jeżeli tak się do niego zwracają. Wystarczy tylko spróbowac odpowiedzieć po białorusku,a ta druga osoba stara się również mówić w języku białoruskim.

Mężczyzna: "Kiedy chodzilismy od drzwi do drzwi i zaczynalismy rozmawiać po białorusku, to ludzie bardzo dobrze nas traktowali. Nawet nie wiem z czym to można przyrównać. Bardziej przyjaźni się stają, więcej jakies pozytywnej energii od nich bije."

U zbierających podpisy dla Uladzimira Niakliaeua informacje są w dwóch językach. Sami rozmawiają przeważnie po białorusku, zapisują w tym języku w jakim żądają wyborcy. Ale i tutaj jedna z Pań cały czas agituje po rosyjsku. Pytam: dlaczego?

Kobieta: "Po rosyjsku dlatego, że źle się uczyłam białoruskiego w szkole. Oczywiście, kiedy ktoś zwraca się po białorusku, staram się chociażby w łamanym języku, ale odpowiedzieć. Ale bardziej nie chcę go przekręcać."

U Andreja Sannikaua informacje są również dostępne po rosyjsku, ale zbierający podpisy mówią w tym języku, w jakim się do nich ktoś zwraca. Twierdzą, że zapisują przeważnie po rosyjsku, ale kiedy ludzie proszą aby w języku białorusku, tak też robią.

19 października 2010, 18:45, Radio Svaboda.

Artykuł można przeczytać tutaj.

sobota, 30 października 2010

Manifestacja ku pamięci

20:00

Rozpoczęcie akcji.




Obecni: R. Kastusiou, W. Rymaszeuski, P. Siewiaryniec, J. Hluszakou, A. Michalewicz, U. Niakliaeu, A. Dzmitryeu.

Blisko popiersia Dzierżyńskiego naprzeciwko budynku KGB zebrało się około dwudziestu osób. Aktywiści BFL podnieśli dwie biało-czerwono-białe flagi. Zaczęli zapalać znicze.

"Manifestacja ku Pamięci" poświęcona jest tragicznej rocznicy rozstrzelenia narodowej elity w mińskim więzieniu NKWD w nocy z 29 na 30 października 1937 roku.

Jak wiadomo, w nocy z 29 na 30 października 1937 roku w obecnym więzieniu KGB zostało zgładzonych kilkadziesiąt przedstawicieli białoruskiej inteligencji.
Wśród zabitych byli pisarze Aleś Dudar, Todar Klasztorny, Michaś Zarecki, Alaksandr Czarnuszewicz, Michaś Czarot, działacze nauki, kultury i sztuki. Tamta noc stanowiła apogeum mordów na białoruskiej inteligencji narodowej.

20:10
Zwiększa się ilość osób na manifestacji, teraz bierze w niej udział około 70. Do Ryhora Kastusioua podeszli przedstawiciele służb porządkowych poprosić, by nie zakłócali ruchu i nie przekraczali granicy chodnika z jezdnią.
Liczba flag się powiększa- teraz jest ich sześć. Aleś Lahwiniec do swojej flagi przymocował czarną żałobną wstążkę.
Wielu przedstawicieli kampanii "Mów Prawdę!". Z zespołu Sannikaua nikogo nie widać.

20:20
Ryhor Kastusiou wystąpił z krótkim przemówieniem, w którym przypomniał o represjach stalinowskich i o nocy z 29 na 30 października 1937 roku. Polityk powiedział, że po zwycięstwie w budynku KGB powinno mieścić się muzeum represji.

Minęła minuta ciszy.

Do akcji przyłączyli się również M. Statkiewicz, A. Janukiewicz, B. Siudczyk, A. Finkiewicz.

20:25
Obecni zaśpiewali hymn "Bóg Wszechmogący", a R. Kastusiou zaproponował ustanowić "Manifestację ku pamięci" coroczną akcją.

Kilka osób postawiło znicze przed budynkiem KGB.

Akcja zakończyła się.




29 października 2010, 20:08, Зміцер Панкавец, Nasza Niwa.

Artykuł można przeczytać tutaj.

Wybory i polityczna symbolika cz.2

Mohylewszczyzna

Kto nie posiada symboliki – ten żałuje

Biało-czerwono-białe flagi zauważalnie ożywiły miejski krajobraz przedwyborczego Mohylewa. W miejscach, w których one powiewały pojawiały się zarówno sprzeczki jak i gesty podziękowania. Ci, którzy nie mieli u siebie takich sztandarów – żałowali.

Jako pierwsza w Mohylewie biało-czerwono-białych symboli zaczęła używać grupa inicjatywna Ryhora Kastusioua. Reakcje ludzi na pojawienie się zabronionej od 15 lat białoruskiej flagi były różne, opowiada aktywista BFN Wital Makaranka:

Część reaguje całkiem pozytywnie, niektórzy nawet z wdzięcznością, że przywracamy do publicznego życia biało-czerwono-białą flagę. Wielu starszych ludzi, ale również młodzież omamiona propagandą  jest nastawiona wrogo, że to niby „faszystowski sztandar”. Inni natomiast uważają, że jest to flaga całej opozycji.”

Pomimo różnego nastawienia ludzi, przejawów agresji wobec flagi, która do 1995 roku była flagą państwową, nie zanotowano ani w okolicy ani w samym Mohylewie.

Biało-czerwono-białych symboli używali również aktywiści Witala Rymaszeuskiego. Barwy narodowe dopełniała niebieska, białoruska gwiazda.

Aktywista grupy inicjatywnej Alesia Michalewicza, Jury Stukałał żałuje, że narodowej flagi nie było na innych pikietach. Ograniczają się one jedynie do stoisk informacyjnych:

Moim zdaniem to przede wszystkim przeoczenie centrali sztabowych. Flagi powinny być bo są widowiskowe, piękne. Ludzie zwracają na to uwagę. Kampania naszego kandydata prowadzona jest również w kolorach białym i czerwonym. Nasze pikiety prowadzone były głównie z pikietami Ryhora Kastusioua i one odbywały się pod biało-czerwono-białymi flagami.”

Niebieskie flagi Unii Europejskiej wywiesili obok miejskiego Domu Bytu aktywiści z grupy inicjatywnej Andreja Sannikaua. Na fladze widniał napis „Białoruś” otoczony żółtymi, unijnymi gwiazdkami. Sens tego symbolu tłumaczył jeden z członków grupy, Wiktar Bołdzin:

To znaczy, że Białoruś powinna zmierzać w stronę Europy, że to europejskie państwo i że jesteśmy częścią Europy. Nasza flaga narodowa – biało-czerwono-biała jest dopełniona tym naszym sztandarem i to podoba się naszym wyborcom.”

Wszystkie swoje kampanie pod swoją własną flagą prowadziła grupa inicjatywna Niakliaeua. Biały sztandar z napisem „Za Niakliaeua” był jedynym jaki wyborcy mogli dostrzec w peryferyjnych rejonach Mohylewa.

Aktywistka inicjatywnej grupy, Aksana Zakrełskaja: „Wszystkie nasze pikiety prowadzone były właśnie pod tym sztandarem. Z daleka widać, że ta pikieta to pikieta Niakliaeua. Na każdej jest ten sztandar. Dopełnia go slogan naszej kampanii „Przyszedłem, żebyście wygrali”.

Jeżeli chodzi o obowiązującą symbolikę narodową to wykorzystywali ją jedynie aktywiści BRSM. „Biała Ruś” zbierała podpisy pod własną flagą, która z bliska nie przypominała już biało-zielonej oficjalnej flagi Białorusi.

Grodzieńszczyzna

Kampania w rejonie – bez narodowych symboli

Grodzieńszczyzna to jedyny region, w którym w tym roku podczas zbierania podpisów na pikietach nie powiewały biało-czerwono-białe flagi. Zbierający podpisy dla opozycyjnych kandydatów, każdy na swój sposób, tłumaczyli nieobecność symboli narodowych.

Od dnia dzisiejszego zaprzestano na Grodzieńszczyźnie zbierania podpisów dla Jarosława Romańczuka. Koordynator akcji w regionie, Jury Istomin mówił, że ogólnie zebrano ponad 130 tysięcy podpisów, w tym na samej Grodzieńszczyźnie – czternaście i pół tysiąca. Następnie podjęto decyzję o zakończeniu akcji i prowadzeniu dalej jedynie pikiet informacyjnych.

Jeżeli chodzi o symbolikę wyborczą kandydata ZPO, to Jury Istomin mówi, że wszyscy aktywiści mają peleryny z logotypem kampanii – kwiat rumianku w zielono-żółtych kolorach. To coś nowego. Co do symboli narodowych, to Jury Istomin uważa, że ta kampania sprzyja odrodzeniu tych symboli: posiadają one teraz inny charakter:

Nie używaliśmy ich dlatego, bo w pierwszym rzędzie jesteśmy ukierunkowani na szerokie rzesze wyborców, a ci niestety w większości nie mówią po białorusku. Potem robiliśmy symbolikę specjalnie dla kandydata, nie dla partii. Dlatego nasza symbolika jest opracowana specjalnie na te wybory.”

Aktywista zbierający podpisy dla Ryhora Kastusioua z partii Białoruski Front Narodowy, Maksim Hubarewicz, mówi, że nie mieli możliwości umieścić sztandarów na pikietach, ale narodowa symbolika znajdowała się na plakatach,  każda osoba zbierająca podpisy ma też znaczek na którym znajduje się herb „pahoni”.

Kiedy przygotowywaliśmy się do pikiet z początku patrzyliśmy, czy komitety wykonawcze pozwalają w ogóle te pikiety prowadzić, bo u nas wszędzie były zabronione i w tej sytuacji nie mogliśmy myśleć o flagach. A kiedy stało się jasne, że pikiety będą dozwolone, to wówczas praktycznie nie mieliśmy czasu, żeby się tym zajmować. Chociaż, jak pokazuje doświadczenie Mińska i innych miast, gdzie flagi są używane, tam więcej ludzi podchodzi.”

Zbierający podpisy dla Uładzimira Niakliaeua rozciągnęli dziś na moście przy ulicy Harnavych w Grodnie płachtę reklamową z logotypem kampanii. Kilkakrotnie podchodzili do nich milicjanci, żądali by aktywiści zeszli z mostu. Również i na tej płachcie nie znalazły się narodowe symbole.

Źmicier Bandarczuk: „Na tym etapie kampanii, zadecydowaliśmy nie używać na razie narodowej symboliki, ale nasze stroje są obecnie w narodowych barwach. Ale samych flag póki co nie ma.”

Aktywista zbierający podpisy dla Andreja Sannikaua, mówił, że nie używają symboli bo zwyczajnie nie starczyło na to środków finansowych. Ale, jak wynika z jego słów, ludzie i tak podchodzili i składali swoje podpisy.

25 października 2010, 20:44, Radio Svaboda

Artykuł oraz zdjęcia (również ze stolicy) można znaleźć tutaj

„Parada pikiet” zjednoczonych sił opozycji

W ostatni dzień zbierania podpisów poparcia dla pretendentów do fotela prezydenta Białorusi, grupy inicjatywne opozycyjnych kandydatów zorganizowały w centrum Mińska wspólną „paradę pikiet wyborczych”.  Cała akcja trwała dwie godziny, przybyli na nią kandydaci, po to by podziękować swoim wolontariuszom, przedstawić plan na dalszą część kampanii wyborczej oraz zademonstrować jedność sił opozycyjnych.

Od dawna nie widziano podobnej akcji w centrum stolicy. Miejsce przed HUM-em wypełniły plakaty, sztandary i transparenty różnych kandydatów. Źmicier Wajciuszkiewicz przez megafon śpiewał piosenki do słów Uładzimira Niakliaeua, a tłum aktywistów podnosił okrzyki „Niech żyje Białoruś!”. W pewnym momencie zostało nawet zablokowane wejście do samego sklepu, milicja jednak nie reagowała, wśród demonstrujących poruszali się jedynie funkcjonariusze w cywilu.

Na pikiecie zjawili się i sami kandydaci: Uładzimier Niakliaeu, Wital Rymaszeuski, Ryhor Kastusiou, Andrej Sannikau. Rozmawiali oni z członkami swoich grup inicjatywnych, jak również pomiędzy sobą – co było jawną demonstracją jedności w łonie opozycji. Lider kampanii „Mów prawdę!” Uładzimier Niakliaeu oświadczył:

W poniedziałek odbędzie się nasze pierwsze, zamknięte spotkanie. Zaprosiliśmy wszystkich. Pierwsze pięć czy sześć osób już się zdecydowało przybyć i wziąć udział w tej długiej procedurze wyboru jedynego bądź najbardziej optymalnego wariantu dalszego działania.”

Andrej Sannikau zaznaczył, że gotowy jest rozmawiać z tymi spośród kandydatów, którzy rzeczywiście przekroczyli próg 100 tysięcy zebranych podpisów. Do nich, oprócz siebie samego, zaliczył również Uładzimira Niakliaeua i Jarosława Romańczuka.

„Będę mówić o tym, że potrafimy się zjednoczyć, zadecydować jakie kroki będziemy dalej robić. Będzie konsolidacja, razem z tymi realnymi kandydatami będziemy się zastanawiać jak dalej pracować na to by coś się wydarzyło. Ja osobiście pracuję na zwycięstwo.”

Według Andreja Sannikaua w sumie pod wszystkimi opozycyjnymi kandydatami podpisało się ponad pół miliona obywateli. Do tego należy wliczyć rodziny tych ludzi. Sytuacja w państwie zmienia się, dlatego też kandydaci powinni teraz walczyć o te zmiany. Według Uładzimira Niakliaeua opozycyjni kandydaci teraz zastanawiają się w jaki sposób najefektywniej poprowadzić kampanię wyborczą:

Po wyborach życie będzie toczyć się dalej, i opozycja, która usłyszała wiele zarzutów o brak jedności i słabość, powinna wyjść w tych wyborów mocniejsza.”

Wital Rymaszeuski zaapelował by, nie dać się zwieść tym, że obecna władza pozwoliła tak spokojnie prowadzić kampanię zbierania podpisów:

To powierzchowna liberalizacja, zza tej maski, którą teraz przybrał reżim, szczerzą się kły. Chciałbym zaapelować do wszystkich kandydatów by nie weszli za bardzo w spektakl, który prowadzi Łukaszenka, spektakl, który nazywa się gra w demokratyczne wybory, i zachowali trzeźwy ogląd rzeczywistości, i szykowali się do obecności na placu 24 listopada i 19 grudnia.”

Jednak głównymi bohaterami imprezy obok HUM-u byli sami aktywiści zbierający przez cały ten czas podpisy. Kandydaci złożyli im publiczne podziękowania za pracę oraz wręczali prezenty i pamiątkowe dyplomy . Członek grupy inicjatywnej Niakliaeua, Aleh Ładućka mówi, że sam stracił już rachubę ile w sumie zebrał podpisów:

Jestem bardzo zadowolony. Byłem bardzo poruszony tym, jak ludzie z ochotą, z poczuciem obywatelskiej odpowiedzialności ustawiali się w kolejce po ty by złożyć swój podpis. Bardzo mocno wierzę w zwycięstwo, bo widziałem ludzi z których większość jest już gotowa do zmian.”

Źmicier Bojka zebrał na stacji metra „Kamienna górka” ponad 1500 podpisów dla Andreja Sannikaua:

Podchodzili przede wszystkim ludzie, którzy krytykowali Łukaszenkę, mówili, że mogą poprzeć każdego, tylko nie jego. W trakcie pierwszych dni, były nawet dzisięcioosobowe kolejki do jednej pikiety… trzeba coś robić, trzeba walczyć, nie można przestawać. Kiedyś dobro zwycięży zło.”

Były deputowany białoruskiego parlamentu Mikałaj Pietruszenka zbierał podpisy dla Niakliaeua w rejonie tołoczyńskim:

Zebraliśmy spokojnie 1450 podpisów… to znaczy, że lody ruszyły. Naród się budzi. Nie mówię, że wszystko jest idealnie, ale przesunięcie jest widoczne.”

Przechodnie zazwyczaj reagowali pozytywnie na jasne i głośne pikiety opozycyjnych kandydatów:

Dziewczyna: Zawsze jest wybór. A gdy jeszcze dzieje się to co tutaj, to tym bardziej można wybierać. Jest okazja do refleksji.

Przechodzień: Myślę, że te wybory odbędą się według z góry ustalonego scenariusza. Interesującym jest to, co będzie się działo później. Ale to będzie ciekawa lekcja, dobra powtórka przed prawdziwą bitwą, która odbędzie się po roku, może dwóch latach.”

Przechodzeń: To wszystko co się tu odbywa, jest postrzegane jako performance. Ale i taka opinia jest pozytywna. Taka „karnawalizacja” jest potrzebna do tego, by ludzie przestali się bać.”  

29 października 2010, 16:57, Валер Каліноўскі, Алег Грузьдзіловіч 

Artykuł i zdjęcia można zobaczyć tutaj

Łukaszenka: Nigdy nie pozwalam sobie na fałszowanie wyborów

Takie oświadczenie wydała głowa państwa, rozmawiając z mieszkańcami Brześcia podczas spaceru w centrum miasta.

"Nigdy nie fałszowałem wyborów. Wiem, że mnie wybraliście ogromną ilością głosów"

- powiedział Prezydent państwa.

Aleksandr Łukaszenka podkreślił, że będąc pierwszym prezydentem Białorusi "powinien dopilnować, aby w trakcie wyboru jego osoby na następną kadencję nie dochodziło do nieprawidłowości”

"Muszę zrobić wszystko prawidłowo"- powiedział prezydent. "Nigdy nie pozwolę sobie na fałszowanie wyborów"- jeszcze raz podkreślił.

Według jego słów: "nie zrobiliśmy wiele, ale zrobiliśmy więcej, niż inni." Prezydent zaznaczył, że zawsze stara się wykonać to, co obiecał.

"Będzie gospodarka lepiej pracować to bedziecie bogatsi i będą pensję, i wypłaty"- powiedział Aleksandr Łukaszenka.

W odniesieniu do wyborów, A. Łukaszenka stwierdził, że jeżeli chodzi o jego kandydaturę , to tak jak zawsze, wybór należy do ludzi. 

Zauważył, że już teraz niektórzy z tych, którzy zbierali podpisy dla rejestracji kandydata na prezydenta, myślą o tym jak wycofać swoją kandydaturę.

"Dlaczego?Ludzie nie poparli, podpisów nie zebraliśmy. Więc po co ja tutaj?" -zadał retoryczne pytanie Prezydent państwa.

29 października 2010, 16:25, Belta, Nasza Niwa.

Artykuł można przeczytać tutaj.


środa, 27 października 2010

Wybory i polityczna symbolika cz.1

Z jakiej politycznej symboliki korzystają kandydaci na prezydenta przy zbiorze podpisów poparcia? Na ulicznych pikietach niektórych opozycyjnych kandydatów używana jest symbolika biało-czerwono-białej flagi. U innych kandydatów – są to własne, partyjne symbole, stworzone specjalnie na tę kampanię wyborczą. Zobaczyć można również flagi Unii Europejskiej oraz obecnie obowiązującą flagę państwową. Odbywają się również pikiety, na których nie zobaczymy żadnych, szczególnych symboli.

Homelszczyzna

Sztandar narodowy jest. Ale dlaczego nie ma „Pahoni”?

W Homlu osoby zbierające podpisy poparcia nie korzystają z jakiejś konkretnej symboliki. Aktywiści Jarosława Romańczuka, Mikałaja Statkiewicza najczęściej ograniczają się jedynie do przenośnych plansz z portretami swoich kandydatów. Czasami odbywają się pikiety poparcia dla Witala Rymaszeuskiego pod sztandarami Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji.

W mieście organizacją swoich pikiet wyróżnia się Uładzimir Niakliaeu. Obok sklepu „Homel” rozwieszono biało-czerwono-białą flagę narodową, białą flagę z napisem „Za NiakliaeVa” oraz zieloną flagę jego kampanii „Mów prawdę!”.

Opowiada Jauheń, członek grupy inicjatywnej Niakliaeua:

Używanie symboli jest bardzo ważne. Dużo ludzi podchodzi do nas, bo zobaczyło te symbole z oddali, z autobusu. Specjalnie wysiadają wcześniej, żeby podejść i złożyć swój podpis. Chcę to podkreślić, ponieważ istnieje taki stereotyp, że ludzie boją się biało-czerwono-białej flagi. To miało miejsce może jedynie przez pierwsze dwa dni. Raz czy dwa razy podeszły do nas osoby z prowokacyjnym pytaniem: a cóż to, wisi u was BFN-owska flaga? Przez ostatni tydzień nikt już wiszącej u nas flagi tak nie postrzegał. Ludzie podchodzą i widzą, że zbieramy podpisy dla kandydata na prezydenta, że to coś nowego. Oni kojarzą już tę flagę ze zmianami, z nadzieją na coś lepszego.” 

Obok pani Halina zbiera podpisy dla Andreja Sannikaua. Zazwyczaj na pikietach tego kandydata powiewa niebieska flaga Unii Europejskiej. Dzisiaj jednak jej nie ma. 

Pani Halina: „Tak, mamy ten symbol, ale akurat dzisiaj jest on u kolegi Arkadzia, a on ma wolne. Jest to flaga europejska – bo jesteśmy za europejską Białorusią.”

Aktywistka mówi, że o nieobecność flagi narodowej należy pytać koordynatorów kampanii. Oficjalna, obowiązująca flaga Białorusi jest z zasady nie wywieszana. 

Flaga oficjalna – mam na nią alergię, na czerwono-zielone barwy. A tutaj obok chłopcy mają historyczno-narodową flagę.”

W tym samym miejscu w Homlu, przez długi czas znajdowała się pikieta pod oficjalną flagą Białorusi – aktywiści miejscowej młodzieżówki popierającej Aleksandra Łukaszenkę zbierali dla niego podpisy. Teraz zbiórka podpisów dla obecnego prezydenta przeniosła się z ulic bezpośrednio do zespołów. Na przykład na Uniwersytecie imienia Franciszka Skaryny wywieszono ogłoszenie mówiące, że osoby chcące złożyć podpis na liście Łukaszenki, mogą to zrobić w głównym holu. 

Aktywista Niakliaeua Arciom Chmialnicki, który zbiera podpisy na dworcu, również był dzisiaj bez flag, które ma zazwyczaj. Wycofał się do poniedziałku. Wczoraj, kiedy zbierano podpisy pod białoruskim narodowym sztandarem, niektórzy przechodnie pytali o historyczny, białoruski herb:

„Podchodzili i młodzi ludzie oraz starsze osoby, które znają historię i pytali: Dlaczego wisi flaga, a pahoni [herbu] nie ma?”

Witebszczyzna

Sztandar – atrybut pikiety opozycyjnego kandydata

Jako pierwsi w Witebsku narodowej symboliki zaczęli używać przedstawiciele grupy inicjatywnej Witala Rymaszeuskiego. Aktywiści zbierający podpisy wychodzili na miasto z zarzuconymi na plecy biało-czerwono-białymi flagami i wpiętymi w klapy znaczkami z symboliką partyjną.

W sposobie aranżacji samych pikiet, również jest obecna ta sama symbolika. Jak podkreśla zbierająca podpisy, koordynatorka z ramienia witebskiej BChD, Taciana Sewiarynec :

Na niebieskim tle znajduje się żółta gwiazda betlejemska oraz napis Białoruska Chrześcijańska Demokracja. Nie oznacza on jedynie nazwy partii, to również slogan naszej kampanii. A flagi używamy praktycznie od samego początku, zdarzały się w związku z tym różne reakcje. Ktoś podszedł i powiedział: No cóż, podpisałbym się, ale tej flagi nienawidzę, więc podpisu nie dam! Wtedy ja odpowiedziałam: A ja tylko wtedy od pana podpis wezmę, kiedy pan się nauczy odpowiedniego szacunku do naszego sztandaru! [śmiech]. Dalej tłumaczyłam, że to nasz narodowy symbol. Jednak bywa i tak, że ludzie od razu mówią nam: bardzo dobrze, że z flagą stoicie!”

Również grupa inicjatywna Ryhora Kastusioua wykorzystuje na swoich pikietach symbolikę narodową. Jedna z takich pikiet odbywała się właśnie w zeszły weekend w Worszy. Opowiedział o niej jeden z miejscowych aktywistów kampanii „Obrońcy praw za wolnymi wyborami” Ihar Kaźmiarczak:

W miniony weekend na targu obok siebie podpisy zbierali aktywiści Michalewicza, Kastusioua i Niakliaeua. Przechodnie widzieli trzy pikiety, ale podchodzili od razu do tej „Kastusiouskiej”, ponieważ tam był wywieszony wielki biało-czerwono-biały sztandar. Zdecydowanie każdy, kto chciał się podpisać pod nazwiskiem opozycyjnego kandydata kierował się od razu do naszego stanowiska, a potem dopiero zauważał: aha, to tutaj można podpisać się za kimś jeszcze!”

Pod biało-czerwono-białą flagą zbierano również, na przykład w ubiegłą sobotę, podpisy dla Alesia Michalewicza.  Wówczas miasto odwiedził także sam kandydat na prezydenta.

Jedna z flag narodowych, pod jaką zbierano podpisy dla Michalewicza, znajduje się obecnie w jednym z komisariatów. Została ona odebrana witebskiemu aktywiście Alesiowi Halawaniowi, który organizował pikietę obok połockiego targu. Flagę zabrano pod pozorem konieczności wykonania ekspertyzy i obiecano ją zwrócić 29 października – czyli właśnie w momencie zakończenia akcji zbierania podpisów poparcia. Według innych członków tej grupy inicjatywnej, flagę Alesia Halawania odebrano nieprzypadkowo – na targowisku zawsze jest wiele ludzi, a flaga od razu zwracała uwagę na opozycyjną pikietę, akurat wtedy gdy obok odbywała się pikieta grupy Aleksandra Łukaszenki.   Design tych pikiet zawsze obejmuje wykorzystanie obecnie obowiązującej symboliki białoruskiej – obecny herb i czerwono-zieloną flagę.

Natomiast flagę Unii Europejskiej można codziennie zobaczyć na pikietach w Połocku, w miejscu gdzie zbierane są podpisy dla Andreja Sańnikaua. W samym Witebsku flaga UE jest praktycznie nie wykorzystywana.

Również w Połocku zbierano podpisy dla Jarosława Romańczuka. Odbywało się to pod partyjną flagą Zjednoczonej Partii Obywatelskiej. Jednak akcję tę zorganizowała grupa wsparcia, która przyjechała z Mińska. Na Witebszczyźnie zazwyczaj zbierający podpisy dla kandydata ZPO posiadają jedynie żółte peleryny. 

Po czerwonych lub białych pelerynach można poznać aktywistów Uładzimira Niakliaeua. Witebski koordynator akcji zbierania podpisów, Uładzimier Aleksienka, mówi, że wykorzystywanie narodowej symboliki grupa uznała za nierozsądne:

My nie mamy teraz na celu opowiadania o narodowych symbolach, bo to nie ma sensu. Kiedy zmieni się reżim polityczny, wtedy będziemy poruszać te kwestie. Teraz nie jest naszym zadaniem kierować uwagę na narodową symbolikę: naszym zadaniem jest wygrać wybory.”

Chyba tylko jeden aktywista Niakliaeua, Siarhiej Parsjukiewicz , używa przy zbieraniu podpisów również symboliki kampanii „Mów prawdę!”. Zielona flaga z tym napisem została umieszczona na masce jego samochodu, który stał się symbolem ruchomej pikiety.

Jednak najbardziej niezwykłą symboliką posługują się w kampanii zbierania podpisów witebscy aktywiści kandydata europejskich socjal-demokratów, Mikałaja Statkiewicza. Logo tej partii to rysunek róży zaciśniętej w dłoni. Dlatego też, uczestnicy pikiety sami dzierżą w dłoniach ogromne, czerwone, sztuczne i wysokie na około 1,5 metra róże.

cdn.

25 października 2010, 20:44, Radio Svaboda

Artykuł można przeczytać tutaj

wtorek, 26 października 2010

Opozycja skieruje 700 przedstawicieli do 6390 dzielnicowych komisji

Rozpoczęła się kampania delegowania kandydatów do składu lokalnych komisji wyborczych, którzy będą prowadzić liczenie głosów na prezydenckich wyborach 19 grudnia. Opozycja zamierza skierować swoich przedstawicieli tylko do co dziesiątej komisji wyborczej. Taka liczba przedstawicieli nie daje możliwości kontroli podliczania głosów w całym kraju, ale pozawala na snucie wniosków co do demokratyczności procesu wyborczego.

Według rozkładu wyborczego delegowanie do lokalnych komisji wyborczych skończy się 31 października. Przed 4 listopada lokalne rady i komitety wykonawcze na wspólnych posiedzeniach mają sformować 6390 komisji lokalnych.

Ze strony opozycji koordynacją kandydatur do komisji zajmuje się kampania „Za swobodne wybory”, w której skład weszło 14 partii politycznych i stowarzyszeń społecznych, w tym partia lewicowa „Sprawiedliwy świat”, BFN, ZPO.
Według jednego z przedstawicieli tej kampanii Siarhieja Kalakina, planują oni wysunąć do komisji lokalnych kandydatury co najmniej 500 osób. Tylko Białoruska partia lewicowa „Sprawiedliwy świat” skieruje do komisji 270 osób. Rzeczywiście z kampanii „Za swobodne wybory” zostanie wysuniętych około 700 osób, powiedział Siarhiej Kalakin. Niektóre sztaby opozycyjnych kandydatów – na przykład, sztab Andreja Sannikaua, - również wysuną swoich przedstawicieli do komisji lokalnych – drogą zebrania podpisów. W każdym bądź razie w całej komisji nie wystarczy przedstawicieli opozycji, również dlatego, ze znaczna część demokratów zajęta jest pracą w grupach inicjatywnych kandydatów opozycji.

Siarhiej Kalakin przyznaje się, że opozycja stawia sobie za cel ogarnąć wszystkie komisje:

Nawet gdybyśmy wysunęli 7000 osób do wszystkich 7000 komisji, nie byłoby to gwarancją tego, że te wybory nie zostaną sfałszowane. Dlatego, że w większości mechanizmów, które są używane dzisiaj, biorą udział jedna-dwie osoby z komisji. Najczęściej są to kierownicy komisji, ich zastępcy i sekretarze.

Według pana Kalakina, wystarczy przekontrolować pracę 250 placówek, żeby wyciągnąć wniosek, czy wybory były sprawiedliwe w całym kraju.
Z innej strony, nie ma żadnych gwarancji, że do komisji włączą wszystkich opozycjonistów, którzy zastaną do nich wysunięci. Zazwyczaj przez sito przechodzi tylko około 15% opozycjonistów. W takim razie, w obecnych warunkach opozycja może liczyć na 100-120 swoich przedstawicieli w komisjach, uważa Kalakin:
Ci ludzie powinni być dobrze przygotowani psychicznie, powinni być wykształceni, mieć wysoką motywację, żeby w pełnej mierze korzystać ze swoich uprawnień. Na poprzednich wyborach lokalnych mieliśmy 160 przedstawicieli ze wszystkich komisji. Z nich tylko 9 osób nie podpisało protokołów albo napisało uwagi. Wszyscy pozostali faktycznie zatwierdzili te wybory.”

Koordynacja wysunięcia kandydatów opozycji do komisji lokalnych odbywa się na poziomie obwodu. W obwodzie Homielskim zajmuje się tym Uładzimier Kacora. Według jego słow, na 90% wysunięcie do komisji odbywa się od struktur partyjnych, pozostałe 10% - drogą zbierania podpisów obywateli. Ale nadzwyczajnego entuzjazmu aktywiści nie mają, mówi pan Kacora:

Czekamy na jedno: że nie włączą, taka jest prognoza… Ale jeżeli nie włączą, to będzie to wynik, dowód tego, że władza nadal nie ma zamiaru prowadzić uczciwych wyborów i sprawiedliwego liczenia głosów”.
Aktywiści kampanii „Za swobodne wybory” zwrócili się do CKW z prośbą by uchwalić przygotowane przez nich projekty postanowień, w tym dotyczące tego, że przy formowaniu komisji lokalnych osoby wysunięte przez partie polityczne, muszą mieć priorytet.
Według sekretarza CKW Mikołaja Łazawika, „na razie ten wniosek jest rozpatrywany”. Stanowisko CKW w tej sprawie jest następujące: 

Oczywiście, spełnia się to wymaganie, żeby nie mniej niż 1/3 należała do przedstawicieli partii politycznych i stowarzyszeń społecznych. Ale w pierwszej kolejności należy przyjrzyć się tym przedstawicielom, na ile są to autorytety i szanowani przez wyborców ludzie.”

Mikołaj Łazawik również zaznaczył, że najważniejszym kryterium przy fomowaniu komisji wyborczych jest nie przynależność do partii politycznych, tylko „predyspozycje osoby, wysuniętej do komisji, jej autorytet, to, na ile ona zna się na prawie, szanuje te prawo i potrafi pracować z ludźmi”.

26 października 2010, 15:39, Валер Каліноўскі

Artykuł można przeczytać tutaj

Niakliaeu zapewnił Centralnej Komisji Wyborczej przezroczyste urny wyborcze



Uladzimir Niakliaeu oświadczył to 25 października na swoim całodobowym wiecu, w pobliżu domu towarowego  HUM.

Na zaimprowizowanej konferencji prasowej kandydat powiedział, że przejrzyste wybory to podstawa demokracji.

"Ciągle nam powtarzają, że wykorzystywanie przezroczystych urn do głosowania jest bardzo drogie. Przeprowadziliśmy rozmowy z parlamentami sąsiedzich krajów i ci obiecali nas wspomóc przezroczystymi urnami. A my z kolei jesteśmy gotowi te urny dowieźć na Białoruś" 

-powiedział Niakliaeu.

Polityk wrzucił także symboliczną kartkę wyborczą do pierwszej przezroczystej urny, umieszczonej tutaj koło HUM-u. Do akcji mieli dołączyć się i inni kandydaci, jednak zrobił to tylko Mikałaj Statkiewicz. Zaznaczył, że:

"Wykorzystanie przezroczystych urn nie gwarantuje ochrony przed oszustwami wyborczymi, niemniej jednak znacząco utrudnia możliwość fałszowania."

Szef komitetu organizacyjnego inicjatywy "Za sprawiedliwe wybory" Siarhej Kaliakin zaznaczył, że ważne, aby ludzie mogli zobaczyć przejrzyste wyborów:

"Przejrzyste wybory to automatyczna porażka dla władzy i gwarancji zwycięstwa demokratycznego kandydata"- powiedział.

Po całej akcji Uladzimir Niakliaeu razem ze współpracownikami swojego sztabu udał się do CKW, aby złożyć skargę na grupę inicjatywną Aleksandra Łukszenki.







25 października 2010, 16:13, Алесь Пілецкі, Nasza Niwa.

Artykuł można przeczytać tutaj
.

Niakliaeu zebrał dwa razy więcej podpisów

Do dnia dzisiejszego grupa inicjatywna kandydata na prezydenta Uładzimira Niakliaeua zebrała 203 533 podpisy. Taką liczbę podała Radiu Svaboda rzeczniczka prasowa kandydata, Julia Rymaszeuska.

Nie podliczamy podpisów codziennie. Ostatnio mieliśmy 176 tysięcy podpisów. Jednak nasi aktywiści popracowali intensywniej w weekend. Największym poparciem Uładzimir  Niakliaeu cieszy się w samej stolicy, oraz w obwodach mińskim, mohylewskim i brzeskim.”

Według prawa wyborczego kandydat na najwyższy urząd w państwie musi zebrać niemniej niż 100 tysięcy podpisów poparcia.  

26 października 2010, 11:02, Уладзімер Глод

Artykuł można przeczytać tutaj

poniedziałek, 25 października 2010

Michalewicz, Statkiewicz, Kastusiou i Us mają po 100 000 podpisów.

Wieczorem 24 października grupa inicjatywna lidera ruchu „Za modernizację” Alesia Michalewicza przekroczyła liczbę stu tysięcy zebranych podpisów.

 Tak, w niedzielę wieczorem mieliśmy sto tysięcy podpisów. O tym poinformowali nas kierownicy sztabów regionalnych. Zamierzamy podać podpisy w ciągu dwóch dni”, - powiedział polityk w rozmowie z „NN”.

Jednak inicjatywna grupa Alesia Michalewicza nie zatrzyma się na tym wyniku. Polityk uważa, że warto kontynuować zbieranie podpisów: „Sto tysięcy – liczba niebezpieczna. Zamierzamy kontynuować zbieranie podpisów do osiągnięcia 110 tysięcy. Rezerwa nie zaszkodzi. Planujemy zbierać aż do czwartku”.

O stu tysięcy zebranych podpisach powiadomił również i socjaldemokrata, lider orgkomitetu  po stworzeniu BPSD „Narodnaja Hramada” Mikoła Statkiewicz.

 Na dzień wczorajszy było sto tysięcy siedemset podpisów. Ale to nie wszystkie dane. Niektóry regiony na razie nie wysłały odpowiedniej informacji. Zatrzymywać się nie będziemy. Do końca terminu planujemy zebrać około 110-115 tysięcy”, - powiedział Mikoła Statkiewicz w rozmowie z „NN”.

Dokładnie sto tysięcy podpisów ma i Dźmitryj Us.

Jednak, jak powiedział polityk, są to poprzednie rachunki, bo podpisy członkowie grupy  inicjatywnej na razie trzymają u siebie. „Mamy na przykład 40 tysięcy z Mińska i 60 z regionów. Ale z pewnością będzie można mówić o  zebranych stu tysiącach dopiero kiedy zaczniemy zdawać podpisy”, - powiadomił pan Us.

W BFNie (za Ryhora Kastusioa) sto tysięcy podpisów planują osiągnąć akurat dziś, 25 października.

 „NN” poinformował o tym lider partii Alaksiej Janukiewicz: „Obecnie mamy 97700 policzonych podpisów. Dziś planujemy osiągnąć sto tysięcy. Ale na tym nie poprzestaniemy – należy mieć więcej podpisów, musimy się zabezpieczyć. Jednocześnie planujemy aktywizować pracę skierowaną na systematyzację zebranych podpisów”.

Kandydat z  BChD Wital Rymaszeuski na razie też nie może się pochwalić zebranymi stu tysiącami podpisów.

 Teraz mamy na przykład 90 tysięcy podpisów. Do czwartku planujemy zebrać 105. Nasi aktywiści zbierają 3-4 tysięcy dziennie, dlatego, myślę, że zdążymy”, - powiadomił przedstawiciel BChD.

Przypomnijmy, że wcześniej o zebraniu stu tysięcy podpisów informował urzędujący prezydent, który uczestniczy w 4 wyborach, Alaksandr Łukaszenka, lider kampanii „Mów prawdę!” Uladzimir Niaklajeu, ekonomista Wiktar Ciareszczanka, wiceprzewodniczący Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Jarasłau Ramańczuk, oraz lider kampanii „Europejska Białoruś”, analityk gazety „Narodowa wola” Andrej Sannikau.

Zbierają podpisy również kierownik laboratorium w „Sosnach” Illa Kulikou, przedsiębiorca Uładzimir Prawalski, wiceprezes partii „Zieloni” Juryj Głuszakou oraz były milicjant Siarhej Iwanou – ogółem 14 kandydatów.

Zbieranie podpisów skończy się 29 października.

Z wyścigu wyborczego zrezygnowali emeryt Piotr Barysau (na korzyść Rymaszeuskiego), lider LDP Siarhej Hajdukiewicz oraz naczelnik sekretarza działu handlu zagranicznego „Witebski owocowy kombinat” Siarhej Ryżkou.

25 października 2010, 9:41, Алесь Пілецкі

Artykuł można przeczytać tutaj

Biało-czerwono-białe flagi wróciły na centralną ulicę Mohylewa

Aż sześć pikiet pod biało-czerwono-białymi flagami zorganizowała dziś na centralnej mohylewskiej ulicy 1-go Maja inicjatywna grupa kandydata na prezydenta z partii BFN, Ryhora Kastusioua. Znajdowały się one w odległości 50 metrów od siebie. 

 Na 1-go Maja jest zawsze wielu ludzi – tutaj znajduje się poczta główna, centralny dom bytu, centrum diagnostyki i mnóstwo różnych sklepów. Miejsce, gdzie frontowcy rozmieścili swoje pikiety leży akurat naprzeciw gmachu miejskiego komitetu wykonawczego.

Ryhor Kastusiou zaznaczył, że pikiety zostały zorganizowane nie tylko w celu zebrania podpisów:

„Postanowiliśmy zorganizować taką mega-pikietę właśnie obok komitetu wykonawczego, żeby pokazać i władzom i mieszkańcom, że biało-czerwono-biała flaga żyje. Symbole narodowe nigdzie się nie podziały – one żyją. Młode pokolenie, które dorosło za Łukaszenki, nie wie, czym jest biało-czerwono-biały sztandar. Tłumaczymy im to. Ten sztandar staje się coraz bardziej popularny. Odnawia się szacunek do niego. Jeżeli tak się złoży, że Łukaszenka pozostanie przy władzy, to, rzecz jasna, nie będziemy mieli takich publicznych możliwości. Kiedy jeszcze w Mohylewie, na centralnej ulice, można będzie zobaczyć dziesiątki naszych flag? Pokazujemy, że jest partia BFN, jest kandydat z tej partii, i jest biało-czerwono-biała flaga.”

 
Milicji na miejscu prowadzenia dużej frontowej  pikiety nie było. Jednak człowiek w cywilnym ubraniu z daleka filmował pikietujących.

Ostatni raz pikiety na ulicy 1-go Maja odbyły się w 2001 roku. Za ich pomocą aktywiści przypominali mieszkańcom Mohylewa o zaginionych na Białorusi politykach. Pikiety te były wówczas tłumione.

23 października 2010, 17:27, Radio Svaboda

Zdjęcia z pikiety oraz artykuł można znaleźć tutaj

niedziela, 24 października 2010

Aleś Michalewicz w Witebsku zbierał podpisy i złożył kwiaty

Kandydat na fotel prezydenta przyjechał na pikietę odbywającą się obok Centrum Handlowego „Kontynent”, gdzie witebscy aktywiści zbierali dla niego podpisy poparcia.

Uwagę mieszkańców Witebska zwracała biało-czerwono-biała flaga, która łopotała nad stanowiskiem pikietujących. Członkowie grupy inicjatywnej przedstawiali zaciekawionym przechodniom pretendenta w walce o funkcję prezydenta.

Z początku, w tym samym miejscu, na osobnej pikiecie zbierali podpisy również aktywiści Aleksandra Łukaszenki, jednak ci szybko znikli. Odwiedzający Centrum Handlowe co jakiś czas podchodzili do grupy Alesia Michalewicza: jedni z miejsca się podpisywali, inni pytali o szczegóły programu kandydata i byli ciekawi, jakie są jego propozycje przekształceń Białorusi. 

Przez cały czas było wiadomo, że w „Kontynencie” nagle pojawiały się przerwy w dostawie elektryczności, a kupującym proponowano opuszczenie centrum. Zwolennicy Michalewicza doszli do wniosku, że było to spowodowane jakimś działaniem administracji lub czyimś poleceniem, po to by zmniejszyć liczbę uczestników pikiety. 

Po kilku godzinach uczestnictwa w pikiecie, Aleś Michalewicz udał się pod pomnik Uładzimira Karatkiewicza i tablicę pamiątkową poświęconą Wasilowi Bykauowi, gdzie złożył kwiaty.  

23 października 2010, 18:05, Radio Svaboda

Artykuł można przeczytać tutaj

JĘZYK I WYBORY: Witebszczyzna

"Język otwiera nie tylko drzwi, ale i serca"
Osoby zbierające podpisy w Witebsku, nie mogą jednoznacznie wskazać, czy bardziej płynnie komunikują się z  miejscowymi wyborcami po rosyjsku czy po białorusku- wyjaśnia sytuację Branisława Stankiewicz.

Nina Kawaliowa, jedna ze zbierających podpisy , wyjaśnia dla przykładu to w następujący sposób:

"Myślę, że trzeba w białoruskim- w ojczystym języku białoruskim- rozmawiać z wyborcami. Ale nie z całym naszym elektoratem. Bo są tacy, którzy od razu mówią "opozycja", kiedy słyszą białoruski. Dla wielu jest to przymiot opozycyjności."

Pani Nina postanowiła sobie, że będzie posługiwała się i rosyjskim i białoruskim językiem- zależnie od okoliczności:

"Teraz zbieram podpisy za bezpartyjnego kandydata Niakliauea i za partyjnego- Kastusioua. Więc jeśli jest bezpartyjny kandydat, to można i po rosyjsku. Zwłaszcza, kiedy ludzie nie rozumieją języka białoruskiego, przyjechali na przykład z Rosji i otrzymali tutaj obywatelstwo. Dlaczego nie przejść na rosyjski, skoro to nasi wyborcy i oni też chcą złożyć swój podpis!"

Niemniej jednak Nina Kawaliowa uważa za bardzo słuszne, że wielki plakat z portretem Uladzimiera Niakliaeua, jaki stoi na pikieci, ułożony jest po białorusku:

"Mamy pikietę po białorusku, napisane jest w języku białoruskim "Przyszedłem, abyście zwyciężyli".I uważam, że to słuszne. Mimo, że gdzieś w pobliżu można było by to napisać i po rosyjsku-dla tych którzy mogą nie zrozumieć."

Tatiana Siewiaryniec, zbierająca podpisy za Vitala Rymaszeuskiego, uważa, że przejść w rozmowie z wyborcami na język rosyjski, warto tylko w samych skrajnych wypadkach:

"Trzeba rozmawiać wyłącznie po białorusku! Dlatego, że język otwiera nie tylko drzwi, ale i serca. Często zauważałam, że to rzuca się w oczy, i ludzie chętniej zostawiają swoje podpisy, po jakie my- rzecz jasna- przyszliśmy. Ostatecznie, jeżeli już ktoś nie rozumie po białorusku, wtedy rozmawiamy z nimi po rosyjsku."

Pikieta na rzecz Vitala Rymaszeuskiego przeprowadzana jest w języku białoruskim.
A pikieta, na której zbierają podpisy za nominację Mikałaja Statkiewicza- po rosyjsku.Sam potencjalny kandydat, który dziś zawitał w Witebsku, tłumaczy to w następujący sposób:

"Teksty proponuje pisać tylko po rosyjsku, bo w języku białoruskim po prostu nikt tego nie czyta. Zetknąłem się z tym: ludzie nie czytają po białorusku! W mowie, mogą nieco odebrać, ale czytać odmawiają. A ja startuję w wyborach, a to oznacza, że chcę, aby ludzie dowiedzieli się o mnie! Po białorusku większość, niestety czytać nie będzie. Nasz naród oduczył się języka. Kiepsko u nas z językiem. Dlatego radziłbym tym, którzy lubią nasz język, ale dodatkowo chcieli by zwyciężyć w wyborach, żeby dali mu szansę na odrodzenie, aby rozmawiali w obu językach. Niech demonstrują, że władają i rosyjskim i białoruskim językiem." 

19 października 2010, 18:45, Radio Svoboda.

Artykuł można przecztać tutaj.

Przed wyborami znowu rosną pensje

Aleksander Łukaszenka podpisał, wchodzący w życie 1 listopada 2010 roku, dekret o wzroście płac i świadczeń socjalnych. W myśl dokumentu, płaca pracownicza wzrośnie średnio o 10% - powiadomiło Biuro Prasowe Prezydenta Białorusi.

Dokument ustanawia również comiesięczną dopłatę do świadczeń socjalnych rzędu 40 tysięcy rubli dla niepełnosprawnych osób do 18 roku życia, inwalidów I, II i III grupy (w tym niepełnosprawnych od dziecka), oraz dzieci, które straciły jednego lub obojga rodziców – informuje BelaPAN.

Od 1 sierpnia 2010 roku, na Białorusi wszystkie rodzaje płac wzrosły o 12,5%.

Średnia pensja w sierpniu 2010 roku wynosiła 528,3 tysięcy rubli. Następnie podwyższono o 10% studenckie stypendia. Od 1 września średnio o 9%  wzrosły zarobki w budżetówce – nauczycielskie, w służbie zdrowia, dla pracowników kultury.

24 października 2010, 12:35, Radio Svaboda

Artykuł można przeczytać tutaj

sobota, 23 października 2010

Na dworcach w Moskwie, Warszawie i Kijowie zbierają podpisy dla Niakliaeua

Członkowie grupy inicjatywnej grupy Uładzimira Niakliaeua rozpoczęli zbiór podpisów wśród Białorusinów przebywających w stolicach krajów sąsiednich. Na miejsce przeprowadzenia zbiórki wybrano dworce z których odjeżdżają pociągi do Mińska.

Maksim Arciemjeu przyjechał do Moskwy z obwodu Homelskiego. Pracuje w stolicy Rosji, jednak nie zapomina o wydarzeniach w ojczyźnie. Za namową przyjaciół dołączył zatem do zbierającej podpisy inicjatywnej grupy poety Uładzimira Niakliaeua.

Maksim przez Internet zwrócił się do rodaków mieszkających w Moskwie z propozycją złożenia podpisów pod nazwiskiem Niakliaeua. Propozycja spotkała się z dużym odzewem, co pozytywnie zaskoczyło Maksima.  Okazało się, że wiele osób chciałoby podpisać się na liście Niakliaeua i zapowiada oddanie na niego swojego głosu w wyborach. Na miejsce spotkania z osobami chcącymi złożyć podpisy, Maksim wybrał Dworzec Białoruski w Moskwie. Złożenie swoich podpisów Maksim i jego przyjaciele proponują również obywatelom  przyjeżdżającym na ten dworzec z Mińska oraz wyjeżdżającym na Białoruś.  Jak Maksim Arciemjeu  opisuje nastroje przedwyborcze Białorusinów?

Nie mogę powiedzieć, żeby wszyscy byli chętni do podpisania się tylko pod Niakliaeua. Rzecz w tym, że ludzie chcą odmiany, chcą by zmienił się prezydent. Jednak są i żarliwi zwolennicy Łukaszenki, również wśród tych którzy żyją za granicą. Kontaktowałem się z nimi i nie dziwi mnie dlaczego tak jest. Bo przecież Ci ludzie żyją z tego co tutaj wypracują, chociaż mogliby żyć w ojczyźnie.”

Czy w zbieraniu podpisów na moskiewskim dworcu kolejowym nie przeszkadzają milicjanci? Maksim Arciemjeu  mówi, że takich problemów, póki co, nie było. Osoby zbierające podpisy poparcia mają zaświadczenia o członkostwie w grupie inicjatywnej Niakliaeua, które w razie czego, mogą okazać milicjantom.

„ Jeżeli nas będą pytać, to pokażemy im zaświadczenia. Jeżeli tego nie zaakceptują, to przestaniemy. Nie ma sensu zaczynać z milicją.”

W tym czasie na dworcu kolejowym w Warszawie, to samo robi, trzech aktywistów w kamizelkach z napisem „Za Niakliaeua”. Jednym z nich jest Wasil Liepiesz, który powiedział w rozmowie telefonicznej:

Ta akcja ma charakter bardziej demonstracyjny, po  to, żeby pokazać że i tutaj jest białoruska, aktywna młodzież. Wszyscy mamy tutaj swoje sprawy, ale chcemy pokazać, że nie zapominamy o Białorusi, i wspieramy naszych rodaków w ojczyźnie.”

Na dworcu w Kijowie podpisy planowała zbierać wraz ze swoimi przyjaciółmi aktywistka Marta, jednak obecnie nie można się z nią skontaktować. Głos w telefonie odpowiadał po ukraińsku „W tej chwili abonent nie może podnieść słuchawki”.

22 października 2010, 21:21, Алег Грузьдзіловіч

Artykuł można przeczytać tutaj

 

piątek, 22 października 2010

Ile procent zbierze Łukaszenka?

"JAK WYGRYWAŁ ŁUKASZENKA?"





Począwszy od wyborów prezydenckich w 1994 roku Aleksandr Łukaszenka w każdych wyborach otrzymywał większość "głosów wyborców".
Jeśli w pierwszej turze pierwszych w historii białorusi wyborów prezydenckich- częsciowo wolnych- zebrał wszystkie 44,82 % głosów Białorusinów, to w 2006 roku, na niewolnych wyborach- aż 83%.

Warto zaznaczyć, że i w 2001 i w 2006 roku niezależni socjologowie oszacowali ilość głosów, oddanych na Łukaszenkę, na znacznie mniejszy procent- według różnych szacunków około 60%.

Zgodnie z tą logiką, 19 grudnia 2010 roku z ust Jarmowszyny* powinniśmy usłyszeć jeszcze większą liczbę niż w poprzednich wyborach.


*Lidia Jarmoszyna -przewodnicząca Centralnej Komisji Wyborczej, przez opozycję oskarżana o współudział w fałszowaniu wyborów (przyp.tłum.).

21 października 2010, 14:37, Алесь Пілецкі , Nasza Niwa.

Artykuł można przeczytać tutaj.

środa, 20 października 2010

JĘZYK I WYBORY: Homelszczyzna

 Język i wybory

Jak często osoby zbierające podpisy w swojej pracy używają języka białoruskiego? W jakim języku organizowane są wiece wyborcze, zbierane podpisy poparcia? Czy słychać białoruskie słowa w rozmowach z wyborcami?

Język i wybory-temat kolejnego przeglądu regionalnego.

HOMELSZCZYZNA

"Język białoruski-nasz znak"

W Homlu całkowicie białoruskojęzyczne są chyba tylko pikiety za Uladzimira Niakliaeua. Osoby zbierające podpisy zachęcają wyborców i rozmawiają z nimi w całości po białorusku. 

Aktywista Jakawenka:

"Podchodźcie do stołu! Wybierzcie przyszłość swoich dzieci!Uladzimir Niakliaeu daje wam szansę na zwycięstwo!"

Mieszkańcy przyjaźnie reagują na rozmowy. Mówi student Uniwersytetu Medycznego, który właśnie co złożył podpis na Niakliaeua:

"To dobrze, musi to oznaczać, że i kandydat rozmawia po białorusku. A jeśli zostałby prezydentem, pewnie coś by się zmieniło w kraju w odniesieniu do języka ojczystego. Uważam, że ważne jest, aby język białoruski był podstawą w naszym kraju."

Młody przedsiębiorca pan Jury również jest zadowolony , że aktywiści zwracali się do niego po białorusku:

"Jestem bardzo zadowolony, że tutaj rozmawia się w języku białoruskim. Ja również rozmawiam w tym języku, ale w mieście rzadko się nim posługuję, dlatego częściej muszę używać rosyjskiego.Ale jeżeli by wszyscy zaczęli rozmawiać w języku ojczystym, to oczywiste, że ja i moja rodzina- wszyscy rozmawialiby tylko po białorusku. Powinnismy mieć swój własny język, posługiwać się nim w sprawach publicznych, w domu- wszędzie."

Jauhen Jakawenka, osoba która zbiera dla Niakliauea podpisy mówi,  że wyborcy do języka białoruskiego odnoszą się inaczej:

"Są tacy, którzy drwią z nas, próbują sprowokować, posprzeczać się, ale jest ich bardzo, bardzo mało. O wiele więcej jest ludzi których język białoruski wabi. Przychodzą, dziękują, uściskują dłoń i mówią: "Dziękuję, że jesteście, rozmawiacie w języku ojczystym"- i to wywołuje tylko pozytywne wrażenia."

Kolega Jakawenki, działacz społeczny Kastuś Żukouski powiedział, że język białoruski to jest ich tożsamość i znak:

"Język białoruski to jakby nasz znak, i wiele osób przychodzi do nas ze względu właśnie na to. Zdarza się oczywiście i rosyjskojęzyczny szowinista, który powie "Mówcie w normalnym języku!", "Co to u was za białoruskojęzyczne flagi wiszą?" - i wszystkie tym podobne.
Język jest bardzo pomocny przy zbieraniu podpisów , bo to nasza ojczysta mowa.Ludzie słyszą i przychodzą. Szowiniści się trafiają, ale ich jest mniej. Dla dwóch szowinistów ja nie będę rozmawiać po rosyjsku, chociaż do język rosyjskiego nic nie mam. Rosyjscy ludzie są tacy sami jak i ja. Tylko bez ogona!"
(śmieje się)

Inni, którzy zbierają podpisy, a w szczególności dla Łukaszenki, posługują się przeważnie językiem rosyjskim. Agitacje, jakie prowadzą, tak jak i plakaty o prezydenckich wyborach w mieście, są wyłącznie po rosyjsku.

Aktywistka Mikałaja Statkiewicza tłumaczy, że mówi po białorusku tylko wtedy, kiedy ktoś sam zwraca się do niej po białorusku. Zadanie polega na tym, żeby zebrać jak najwięcej podpisów, a w jakim języku- to już nie jest tak ważne:

"Jeśli wyborca zacznie ze mną rozmawiać po białorusku, to i ja mu odpowiem po białorusku. I tak muszę zebrać podpisy, aby zarejestrowali naszego kandydata Mikałaja Statkiewicza".

19 października 2010, 18:45, Svaboda.org

Artykuł można przeczytać tutaj.

Paźniak: „Wybór między Łukaszenką a rosyjskim kandydatem – taki sam, jak między młotem a kowadłem".

Rozmowa dziennikarza Polskiego radia z Zianonem Paźniakiem

Niedługo na Białorusi odbędą się kolejne wybory prezydenckie. Pana partia tradycyjnie już zachęca do bojkotowania wyborów. Czy nie byłoby racjonalniej skierować siły na zjednoczenie ludzi wokół pewnego lidera i idei, a nie rezygnować z uczestniczenia w wyborach?

Z. Paźniak: Gdyby była taka osoba, wtedy można by było o tym mówić. Bowiem tacy ludzie są albo zniszczeni albo wygnani albo zaduszeni- nasza sytuacja nie zmieniła się w ciągu ostatnich 10 lat. Tutaj należy wykorzystać taką taktykę, jaka doprowadzi do konsolidacji społeczeństwa opierając się na wolności i wartościach narodowych, która wysunie i inicjatywę i odpowiednich ludzi. A brać udział w wyborach i liczyć na to, że one coś zmienią to już nawet nie iluzja, to po prostu dziecinada. Wszyscy wiedzą, że nie ma wyborów, że został stworzony system fałszowania. Ktokolwiek by nie uczestniczył, jakkolwiek by nie głosowano, wszystko jedno- reżim osiągnie swoje 83%. Nie można ciągle popełniac tych samych błędów. Należy wykorzystywać inne możliwości. Bo kiedy ludzie uczestniczą w wyborach, to umożliwiają oni pracę systemowi fałszowania. Tak samo było za Stalinem, ale wtedy istniał nakaz: „każdy musi uczestniczyć w wyborach”. Jeśli człowiek nie brał udziału w głosowaniu, to był podejrzewany o działalność antysowiecką, mógł nawet zostać zesłany na Sybir. Dlatego wszyscy uczestniczyli i władze spokojnie ustanawiały swoje 99%. Gdyby za Stalina istniała możliwość nie uczestniczenia w wyborach, to nie byłoby możliwe uzyskać tylu procentów. System fałszowania należy pozostawić pustym. Nieuczestniczenie w wyborach - czynnik konsolidacji.

Ale w jaki sposób bojkotowanie może konsolidować naród? Siedzisz sobie w domu, nie spotykasz się z sąsiadem w okręgu wyborczym, nie omawiasz sytuacji w kraju…

Z. Paźniak: Ludzie wiedzą, że sąsiad nie głosował, ja nie głosowałem, żona nie głosowała. Skąd więc te 90%? A kiedy ludzie idą na wybory, to nie widzą jak zagłosował sąsiad, bo głosowanie jest tajemnicą. Nie można pokonać dyktatury na wyborach, trzeba ją osłabiać, tworzyć warunki, w których można by było z nią walczyć. Bojkotowanie – akurat taka forma walki daje ludziom możliwość zobaczyć się ze sobą.

Wyobraźmy sobie, że więcej niż 50% nie zagłosowało, ale zwyczajni obywatele o tym się nie dowiedzą. Centralny Komitet Wyborczy ogłosi, że wybory się odbyły, bo frekwencja wyniosła więcej niż 50%. I jak wtedy udowodnić, że bojkotowanie miało miejsce a wybory się nie odbyły?

Z. Paźniak: Nie trzeba będzie niczego udowadniać. To reżim będzie udowadniał, i to jest najistotniejsze. Ludzie zobaczą całe kłamstwo władzy, pojawi się aktywna opozycja. To jest pierwszy krok do konsolidacji społeczeństwa. Pierwsze masowe bojkotowanie odbyło się w 2008 roku na wyborach parlamentarnych, ludzie nie zagłosowali – do okręgów wyborczych przyszło gdzieś 30%. I od tego momentu białoruskie społeczeństwo zaczęło się zmieniać. Potem sytuacja się powtórzyła na miejscowych wyborach. Dziś większość Białorusinów sceptycznie odnosi się do Łukaszenki i wyborów, odbywa się wewnętrzna konsolidacja. To jak pożar na torfowisku: nie widzimy go, choć się pali. Żeby obudzić społeczeństwo w warunkach dyktatury, potrzebna jest cała seria kroków- bojkotowanie właśnie do tego prowadzi. Bojkotowanie nie doprowadzi do zmiany władzy, ale potrafi ono zjednoczyć ludzi i osłabić reżim. I dopiero przy słabym reżimie możliwości opozycji mogą się powiększyć.

Trudność polega jednak na tym, że w słabym Łukaszence jest również zainteresowany rosyjski gebizm. Oni biorą go za szyję i duszą, potem wypuszczają, żeby nabrał powietrza i mówią mu: oddawaj grodziecki „Azot”, oddawaj „Naftan”, oddawaj przemysł mleczarski. Stąd właśnie te wszystkie filmy o nim w rosyjskiej telewizji. Chcą go przestraszyć, chcą zagnać do unii celnej, osłabić go po to, żeby odebrać nam przemysł narodowy. I na tym polega cały konflikt! Jesteśmy zainteresowani osłabieniem prezydenta, by zniszczyć dyktaturę, ale Rosja również jest tym zainteresowana, by zabrać naszą własność.

Inna rzecz to kwestia prawomocności wyborów. Łukaszenka nie ma prawa uczestniczyć w tych wyborach. I, jeżeli naród idzie głosować, oznacza to, że przyznajemy prawo Łukaszence, aby brał udział w nieprawomocnych wyborach, zgadzamy się również z przestępczymi działaniami tej osoby.

Przypomniał Pan możliwość ingerencji ze strony Rosji. Łukaszenkę często nazywano „mniejszym złem” w porównaniu z hipotetycznym rosyjskim kandydatem. Czy jest Pan zgodny z tą tezą?

Z. Paźniak: To jest myślenie ludzi, którzy nie chcą walczyć. Często tacy ludzie zadają pytanie: musimy być z Zachodem czy z Rosją? Zachód nam pomoże! Bruksela pomoże! Ale prawda jest taka, że żaden Zachód, żadna Rosja nie pomoże naszym interesom. To my musimy uporządkować własne życie. Trzeba liczyć wyłącznie na siebie samych. Wybór między Łukaszenką a rosyjskim kandydatem jest dla przykładu taki sam, jak między młotem a kowadłem. Rzeczywiście, jaka jest różnica? Powinniśmy przeciwstawiać się dwum niebezpieczeństwom.

Ale nie wolno zapominać również o tym, że siły, które chcą zmienić sytuację w kraju, absolutnie nie mają środków finansowych. Z każdym rokiem marnują się również i zasoby ludzkie.

Z. Paźniak: Mówi Pan o opozycji, która pojawiła się 10 lat temu, im absolutnie nie zależy na wygranej. Oni przyzwyczaili się do otrzymywania zagranicznych grantów i mówienia o większym lub mniejszym źle. Są tam też i naprawdę dobrzy ludzie, ale -niestety- są oni bardzo naiwni. Na Białorusi naszym oporem może być jedynie własny naród. Żaden lider, czy grupa nie pojawi się teraz, bo im natychmiast odetną głowę. Nie zdążą oni nawet krzyknąć! Dlatego musimy podejmować się takich działań, jakie nas zjednoczą, jak na przykład bojkotowanie wyborów.

Powiedział Pan o represjach przeciwko potencjalnym liderom, ale właśnie w tej sytuacji znajdą się również zwykli obywateli. Można ich zmusić do głosowania, bo zasób administracyjny na to pozwala.

Z. Paźniak: 99% takich działań władzy stanowi element zastraszenia. Z masowym ruchem podziemnym reżim sobie nie poradzi, niemożliwym jest walczyć z całym narodem. Nawet Stalin bał się. Niszczył, wysyłał do Gułagu, ale bał się. W ZSRR zdarzało się, że mieszkańcy całego bloku z pewnych przyczyn dogadywali się, by nie iść na wybory. Była panika! Przyjeżdżali sekretarze Dzielnicowych Komisji Wyborczych i obiecywali wszystko, co można. Pierwszy krok do walki – przestać się bać. Dopóki ten etap nie zostanie zakończony, żadna recepta nie pomoże. Tym bardziej, że istnieje wiele przykładów, nawet wśród studentów, którzy nie poszli głosować i niczego im nie zrobiono. Był utalentowany i zdolny student Żaliezniczenka. Wyrzucili go z uniwersytetu, zgarnęli do wojska, a on nie złożył przysięgi, bo trzeba było przysięgać prezydentowi. Żołnierz musi przysięgać ojczyźnie a nie prezydentowi! I nic mu nie zrobili. Odsłużył w wojsku, studiuje za granicą i to jest osobowość. On zwyciężył.

Łarysa Geniusz opowiadała mi taką historię. Jej znajomy był w Gułagu. Trzymano ich w ogromnym baraku, były tam tysiące ludzi. I oto rzucają ileś tam chleba na cały barak. Wyznaczono ludzi, którzy to robili. Chleb przynosili, drzwi się otwierały i wchodziło trzech przestępców z nożami i oni ten chleb zabierali. I tak działo się każdego dnia. Wszyscy głodują, i tysiące osób niczego nie może zrobić, bo każdy sam sobie. Nawet i milion może być niczym, jeżeli każdy żyje dla sam siebie. Historia skończyła się tak, że jako pierwsi zjednoczyli się Estończycy. Mieli bowiem podstawę, by się zjednoczyć, odczuwali, że „my Estończycy- wolny naród”. Rzucili się na tych bandytów, i wtedy już cały barak się na nich rzucił. To jest historia, która może wielu nauczyć. To reżim chce wszystkich przestraszyć i nie dopuścić do konsolidacji ludzi. Chcą, by każdy odpowiadał tylko za siebie, i by każdego można było przestraszyć. Dlatego należy szukać takich strategii, które zjednoczą ludzi na podstawie wspólnych interesów, aby odczuwali ramię sąsiada- wtedy właśnie można będzie walczyć.

Część kandydatów, która ogłosiła swój zamiar uczestniczenia w wyborach, już teraz mówi o możliwej powtórce wydarzeń z 2006 roku, tym razem z radykalnym rozstrzygnięciem. Czy jest według Pana możliwym uliczny scenariusz zmiany władzy?

Z. Paźniak: W 2006 roku było wielu odważnych ludzi, którzy pragnęli działać. Zawiodła jedna osoba, która powinna była stanąć na czele i wszystko doprowadzić do końca. Drugi raz już takiej Płoszczy nie będzie. Teoretycznie ludzie mogą wyjść na ulicy, by wyrazić swoje niezadowolenie. Ale, jeżeli nie będzie organizacji, jeżeli nie będzie lidera z jasną ideą, nie będzie po co się zebrać, może to być nawet niebezpieczne. Mogą to wykorzystać zupełnie inne siły. Ludzie, którzy zajmują się polityką muszą zrozumieć, że nie wolno powtarzać pomyłek kampanii z 1994 roku, która odbywała się pod hasłem „byle nie Kiebicz”, bo doprowadziło to do jeszcze gorszej sytuacji. Teraz takim hasłem jest „byle nie Łukaszenka”, bez myślenia, co będzie dalej- nie to, że to szkodzi, tego po prostu nie wolno robić. Coś, co musimy osiągnąć w tych wyborach, to na pewno osłabienia władzy Łukaszenki i wzmocnienia konsolidacji społeczeństwa.

Władzę Łukaszenki osłabia na przykład konflikt z Kremlem…

Z. Paźniak: Całe te sprzeczki odbywają się w obozie sojuszników. Są oni sobie bardziej bliscy, jeden z drugim, aniżeli z naszymi narodowymi interesami. Znajdują się oni w konflikcie związanym z własnością. Dla Łukaszenki najważniejsze to utrzymać władzę za wszelką ceną i, odpowiednio, własność daje mu siłę, zaś Rosja chce zabrać tę własność. Ale oni wspólnie prowadzą tę politykę.

Ostatnio wiele się mówi o rosyjskim kandydacie na tych wyborach. Czy jest Rosji potrzebny nowy człowiek zamiast Łukaszenki?

Z. Paźniak: Nie trzeba być politykiem, żeby wiedzieć, że to Rosja stworzyła Łukaszenkę. Kreml go trzyma, jest on dla Rosji wygodny ze wszystkich stron . Finansują dyktatorów! ZSRR finansował Castro, afrykańskich lub amerykańskich dyktatorów finansowało albo USA, albo ZSRR. Śmieszne jest słyszeć, kiedy ktoś mówi, że Rosja straciła na nas 52 mld. dolarów. Stracili oni na rzecz własnych interesów, a otrzymali dziesięciokrotnie więcej i w politycznym, i w ekonomicznym sensie. Ale wyobraźmy sobie, że po różnych dyskusjach Moskwa zechce zamienić Łukaszenkę na innego człowieka. Powstaje pytanie: zamienią go na lepszego czy gorszego? Naturalnie, na lepszego dla siebie, który będzie oddawał własność, będzie robił, co mu każą i nie będzie miał durnych ambicji, z którym w ciągu paru lat można będzie rozwiązać wszystkie kwestie, a sześć obwodów Białorusi włączyć w skład Rosji. I międzynarodowe środowisko z tym się zgodzi. Jak widać, każdy prorosyjski kandydat będzie gorszy dla Białorusi, w przypadku takiego kandydata należy przeprowadzić śledztwo. Na podstawie jakich danych posiada on rosyjskie środki? Skąd taka informacja? Powinien on wszystko wyjaśnić prokuraturze. Smutne, że to wszystko poważnie rozpatruje się w środkach masowego przekazu. Moskwa nigdy nie zrobiła nam nic dobrego. Ona nawet nie ukrywa swoich zamiarów.

Niektórzy twierdzą, że przypuszczalnym prorosyjskim kandydatem jest Niakliaue. I chociaż nikt go nie złapał na gorącym uczynku i nie ma żadnych dowodów, to jednak takie plotki płyną ze wszystkich stron.

Z. Paźniak: Polityka jest jak matematyka. Są tam absolutnie dokładne rzeczy, które wyznaczają pozycję człowieka.

Niakliaeu udowodnił swą stuprocentową prorosyjskość. To samo Kazulin. Nigdy się nie zajmował polityką i nagle został kandydatem na prezydenta. Rozpoczął wydawać Bykaua. Od Bykaua wszyscy oni zaczęli. Jeżeli Niakliaeu pójdzie tak dalej i nie weźmie pod uwagę doświadczenia Kazulina, podzieli ten samy los.

Niakliaeu ma absolutnie prorosyjską pozycję. A wszystkie te sentymenty, mówienie po białorusku, pisanie wierszy…Tak, jest on poetą, i nikt o tym nie dyskutuje, ale polityka ma własne reguły. Jeżeli bierzesz rosyjskie pieniądze, to będziesz zmuszony promować ich interesy. Nigdy żaden ruch narodowy nie opierał się na cudzych pieniądzach. Powinniśmy opierać się na własnych interesach. Dzięki Bogu, Białorusin jeszcze potrafi pracować i myśleć, w Rosji już tego nie ma.

Ale właśnie dzięki środkom zza granicy odbyły się rewolucje na Ukrainie i w Gruzji.

Z. Paźniak: I jaki jest ich wynik?

Według mnie wielu rzeczy nie osiągnięto z powodu braku umiejętności Juszczenki do poszukiwania kompromisów i braku chęci do rozmów z oponentami, ale zmiana władzy nie odbyła się bez zagranicznego wsparcia.

Z. Paźniak: Jeżeli wewnętrzne siły ukraińskie, ich wewnętrzna burżuazja, byłyby na tyle silne, i, jeżeli by oni wyłożyły własne środki, jak to się odbywało w różnych krajach na początku XX w., żadnych pytań by nie było. Została wykorzystana wielka energia narodu ukraińskiego, ale nie była ona doprowadzona do końca, bo nie miała ona mocnego gruntu, oni stali na glinianych nogach. Walka o demokrację i kraj może przynieść sukces, jeżeli tylko będzie się bazować na środkach narodowych. Zagraniczne środki mogą mieć uzasadnienie w wypadku wojny, i  przybierają one wtedy postać kredytów. Siła tworzy się tylko na własnych pieniądzach. Właśnie na tym polega pech Białorusinów. Mamy przedsiębiorców albo burżuazję. Ale one nie będą pomagały siłom narodowym. Front Narodowy rozpoczął działalność wyłącznie za swoje środki. Wystarczyło tego, żeby w latach 90-ch osiągnąć niepodległość.

A skąd wziąć te środki, jeżeli burżuazja nie chce pomóc? Na Białorusi mieszka wiele bogatych ludzi. Faktycznie nawet kilku białoruskich milionerów potrafiło by sfinansować rewolucję.

Z. Paźniak: To jest bardzo dobre pytanie.. Przypomnijcie sobie, od czego zaczął Łukaszenka, kiedy doszedł do władzy? Od zniszczenia symboli, opluwania języka białoruskiego, zniszczenia gazet, białoruskiej szkoły, spalenia podręczników. Zaczął od flagi i języka. Czemu? Sam pewnie tego nie rozumiał, ale wytłumaczono mu, że właśnie to dodaje narodowi siły i jest mocniejsze od jakichkolwiek pieniędzy. Dlatego dziś musimy odrodzić to, co zostało zniszczone przez reżim. Porwał on naszego ducha narodowego, i dzisiaj właśnie od tego powinniśmy zacząć. Nasza partia ciągłe tym się zajmuje (pokazuje na skrzynki z literaturą – red.)

Ale póki biznesmen zacznie mówić po białorusku i przyczepiać do samochodu biało-czerwoną-białą flagę, minie dużo czasu. Odpowiednio i droga do normalności na Białorusi będzie długa. Czy nie warto szukać innych metod?

Z. Paźniak: Droga będzie długa i powinniśmy się do tego przyzwyczaić. Od razu niczego się nie osiągnie. Od 10 lat rozpowszechniamy literaturę. Jesteśmy małą partią, ale pracujemy. Od 10 lat mówimy o bojkotowaniu i osiągnęliśmy rezultaty. Ludzie nie poszli na wybory nie tylko dlatego, że zachęcano ich do tego, lecz także przez to, że odbywa się proces.

Powinniśmy zrozumieć, że natychmiastowego wyniku nie będzie, nawet jeżeli jakiś biznesmen ofiaruje pieniądze. Kiedyś Czesi zbudowali teatr „Narodne divadlo”, pieniądze zbierali w całym kraju. W dzień jego otwarcia ci, którzy nienawidzili kultury czeskiej, ten teatr spalili. Co robi naród? Natychmiast obwieszcza nową zbiórkę pieniędzy i znów buduje teatr. Natychmiast nie można niczego zrobić, bo należy przygotować społeczeństwo. Wolność staje się wynikiem długiej i odpowiedzialnej pracy.

Gdyby w 1994 roku u nas nie zdarzyło by się takie nieszczęście, to w przeciągu tych 15 lat, już byśmy byli takim krajem jak Węgry, Czechy, urosło by już całe pokolenie. Zostalibyśmy silnym narodem. Ale straciliśmy wszystko i natychmiast niczego u nas się nie osiągnie. Najistotniejsze – rozumieć cele. Kiedy 20 lat temu na Białorusi powstała potrzeba pozbycia się komunistów, zaczęli oni wszyscy się jednoczyć. I kiedy teraz wśród ludzi pojawi się potrzeba wolności, zacznie się normalny proces. Ale nie można żyć iluzją, że nagle ktoś się tutaj zjawi i odmieni całe nasze życie.

9 sierpnia 2010, 15:16, Nasza Niwa.

Artykuł można przeczytać tutaj.

„Trzeba popierać wszystkich tych, którzy znajdują w sobie odwagę do walki wyborczej”

Czy mieszkańcy Witebska złożyli swoje podpisy pod listami poparcia jakiegoś kandydata? Odpowiedź na to pytanie szukała wśród przechodniów korespondentka Radia Svabody. 

Korespondentka: Czy podpisali państwo listę poparcia któregoś z kandydatów? Jeżeli tak, to czym się państwo kierowali decydując o wyborze kandydata?

Przechodzień: Podpisujemy się pod każdym nazwiskiem, tak by było jak najwięcej kandydatów. Co za tym idzie podpisujemy się również pod kandydaturą Aleksandra Łukaszenki!

Dziewczyna: Za Uładzimirem Niakliaeuem. Dlatego, że podoba mi się jego program. To wykształcony człowiek, podobają mi się jego propozycje dotyczące przyszłości młodych ludzi.

Kobieta: Podpisałam się na listach czterech kandydatów, wszystkich grup inicjatywnych, które do mnie dotarły. I uważam, że należy się podpisywać pod każdym, kto znajduje w sobie odwagę do brania udziału w walce o fotel prezydenta w najbliższych wyborach.

Korespondentka: A czy państwo podpisali się pod jakimś nazwiskiem?

Chłopak: Nie, nie podpisałem się. A po co? Mnie się i tak dobrze żyje, bez tego wszystkiego. Ja się polityką w ogóle nie zajmuję.

Kobieta: A ja podpisałam się pod wszystkimi opozycyjnymi kandydatami. Niech walczą! I ciągle mam nadzieję, że zapadnie taka polityczna decyzja ze strony polityków,  że przy zakończeniu zbierania podpisów lub po rejestracji, wyłoni się jeden wspólny kandydat. Bardzo na to liczę!

Starsza pani: Jak powiedział sam nasz prezydent: „dajcie szansę wszystkim!”. I dlatego każdemu, kto do mnie przyjdzie, podpiszę listę. Niech będzie większy wybór!

Przechodzień: Podpisałem się praktycznie pod wszystkimi nazwiskami, oprócz jednego – Łukaszenki. Po to, żeby ludzie mieli możliwość z wielu kandydatów wybrać jednego, swojego. Najbardziej ze wszystkich kandydatów odpowiada mi Sannikau-za to, że wcześniej był w rządzie, ale zrezygnował po referendum – to pokazuje go jako uczciwego urzędnika. Jego plusem jest to, że ma doświadczenie na rządowych stanowiskach i że jest euro-entuzjastą. 

Dziewczyna: Podpisałam się na listach Witala Rymaszeuskiego i Jarosława Romańczuka. Aha, i jeszcze Ryhora Kastusioua. Mogę się również podpisać pod kandydaturą Sannikaua. Dlatego, że odpowiada mi jego program, jednak nie popieram wszystkich. Jednak najważniejsze jest to, że nie podpisuję się pod Łukaszenką. To zasadnicza kwestia.

20 października 2010, 6:33, Radio Svaboda

Artykuł można przeczytać tutaj