sobota, 25 czerwca 2011

Mapa wystąpień społecznych 22 czerwca

Wystąpienia społeczne 22 czerwca odbyły się w kilkudziesięciu miastach Białorusi. W porównaniu z zeszłym tygodniem dołączyły nowe – Bychów, Berezówka (obwód lidzki), Stare Drogi, Nieśwież, Głębokie, Gancewicze… Ludzie po raz kolejny odpowiedzieli na wezwanie do gromadzenia się na centralnych placach miast w każdą środę, o godzinie 19, podczas gdy w kraju nie zachodzą zmiany polityczne ani gospodarcze.

Tam, gdzie place były otoczone, trudno zebrać informacje o liczbie zatrzymanych. Z kolei tam, gdzie był dostęp do placu, liczba uczestników wzrosła średnio o połowę. W Kobryniu poprzednim razem wyszło 25 ludzi, teraz 60. W Berezie – 50, wcześniej 10. W Mołodecznie 200, wcześniej 120, w Swietłahorsku 60, wcześniej 30. W tym samym czasie w Mozyrzu, Nowopolocku i Połocku liczba uczestników nie wzrosła (60 – 100 osób).

Około 150 osób wyszło na centralny plac w Pińsku. 250 osób demonstrowało w Baranowiczach, od 500 do tysiąca – w Brześciu. Kilkadziesiąt osób zebrało się na placu w Słonimiu, około 70 – w Wołkowysku. Trochę ponad sto manifestowało w Lidzie.

Protest w Grodnie przybrał surrealistycznego charakteru: w rytm orkiestry, przy czerwono-zielonych flagach przyniesionych przez Białoruski Republikański Związek Młodzieży, młodzi odpowiedzieli brawami na próbę zatrzymania grupy manifestujących.

Od 700 do tysiąca osób wyszło na plac w Homlu. Około 350 w Mohylewie.

Posiadamy informacje, że ludzie wychodzili również na place w Dzierżyńsku, Smolewiczach, Żodzinie, Słucku (gdzie było wielu zatrzymanych), Soligorsku, Borysowie (również wielu zatrzymanych), Orszy Żłobinie, Bobrujsku, Wilejce, Lagojsku, Bychowie, Prużanach, Nowogródku, Stolinie, Czeczersku, Miorach, Szkłowie, (…) w Maryjnej Górce, Berezynie, Kalinkowiczach, Osipowiczach, Biełooziersku, również na tamtejszych centralnych placach.

Bezprecedensowym było również to, że w małych miasteczkach kilkadziesiąt osób demonstrowało swoje żądania przemian.

To również pokazuje poziom rozczarowania w społeczeństwie, oraz niezadowolenie odnośnie płatniczego i gospodarczego ładu.

Ludzie, którzy manifestują w regionach, są świadomi tego, że mogą ich zatrzymać, zwolnić, wnieść ich nazwisko na czarną listę, a jednak wszyscy wychodzą na ulice.

Protesty nigdzie nie nabrały gwałtownego charakteru. Nie patrząc na zatrzymania inne sposoby zastraszania, wśród manifestujących panował bohaterski duch.

23 czerwca 2011, 00:11, Jauhien Wasilkou

Artykuł można przeczytać tutaj

Więcej w przeglądzie białoruskim NEW

czwartek, 23 czerwca 2011

Oksana Poczobut, by zobaczyć męża, wspięła się na ogrodzenie


Dziś w Grodnie, kiedy zakończył się proces dziennikarza Andreja Poczobuta, zatrzymali jego koleżankę ze Związku Polaków na Białorusi Renatę Dziemiańczuk.
Wielu z tych, którzy znajdowali się w pobliżu sądu, postanowiło zobaczyć co z nią. Wszystko odbywało się w podwórzu za budynkiem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, gdzie wychodzi również budynek Sądu Leninskiego.

Żona dziennikarza Oksana również tam się udała

Doszła mnie informacja, że zatrzymali znajomą Andreja, ludzie poszli dowiedzieć się, co z nią się dzieje. Poszłam za tłumem popatrzeć, wtedy też nadchodził czas, kiedy to Andreja powinni wyprowadzić z budynku sądu. Milicjanci nie chcieli mnie przepuścić. Ale mimo to udało mi się przejść
.

Jednak nie od razu. Oksana Poczobut powiedziała, że chce zobaczyć męża, ale milicjanci jej nie pozwolili. W akcie desperacji próbowała ominąć ich kordon i wspiąć się na żelazne ogrodzenie. Milicjant poszedł za nią, starając się jej przeszkodzić.

Oto co powiedziała Oksana Poczobut po zdarzeniu:

Cudem udało mi się zobaczyć męża. Ponieważ nie opuszczałam terenu Zakładu Ubezpieczeń Społecznych sąsiadującego z budynkiem sądu, byłam tak blisko, że udało mi się zobaczyć, jak wsadzają go do auta. Mnie nie zobaczył, bo nie wołałam ani nie krzyczałam w jego kierunku. Szedł plecami do mnie, potem szedł bokiem. Widziałam jego profil na tyle blisko, by zobaczyć, że z nim wszystko w porządku i nie chciałam dalszych scen przemocy. Co by się stało jakbym zaczęła do niego krzyczeć i wołać?



23 czerwca 2011, 15:12, Radio Svaboda.

Artykuł można przeczytać tutaj.

wtorek, 21 czerwca 2011

Wolność dla Bandarenki

Biuro posła do Parlamentu Europejskiego dra Marka Migalskiego uruchomiło dzisiaj stronę „Wolność dla Bandarenki” www.bandarenka.pl Na stronie tej można podpisać się pod petycją w sprawie Dzmitrija Bandarenki, białoruskiego więźnia politycznego skazanego na 2 lata kolonii karnej za udział w „masowych zamieszkach” 19 grudnia 2010 roku. Dzmitrij Bandarenka przebywa w warunkach urągających ludzkiej godności, w zatłoczonej i wilgotnej celi. Pomimo wielu starań rodziny, nie otrzymuje on odpowiedniej opieki medycznej w związku z czym grozi mu niedowład prawej nogi i długotrwałe kalectwo.

Petycja zostanie wysłana do Prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki oraz naczelnika więzienia, w którym przebywa Dzmitrij Bandarenka. Zachęcamy również do nakręcenia telefonem komórkowym, bądź kamerką internetową krótkiego filmiku ze słowami wsparcia dla Pana Bandarenki oraz jego rodziny, który zamieścimy na naszej stronie. Na stronie można już obejrzeć filmiki z udziałem dra Marka Migalskiego oraz dyrektor Biełsat TV, Agnieszki Romaszewskiej-Guzy.

Strona www.bandarenka.pl powstała w ramach akcji wsparcia więźniów politycznych na Białorusi, zainicjowanej przez organizację Libereco - Partnership for Human Rights. Kampania osobiście angażuje europejskich polityków w sprawę wyzwolenia więźniów politycznych. Polityk deklaruje opiekę nad jednym z więźniów oraz jego rodziną i staje się jego patronem na forum międzynarodowym.

Dr Marek Migalski przystąpił do tej kampanii i podjął się osobistej "opieki" nad Dzmitrijem Bandarenką. Jako patron tego więźnia politycznego, europoseł dokłada wszelkich starań, aby w jak największym stopniu udzielić wsparcia Panu Bandarence oraz jego rodzinie, przypominać o sprawie Pana Bandarenki i zwracać uwagę polskiego oraz europejskiego społeczeństwa na sytuację białoruskich więźniów politycznych. W tym celu powstała właśnie strona www.bandarenka.pl Strona dostępna jest w 3 wersjach językowych (polski, rosyjski, angielski).

Serdecznie zachęcamy wszystkich do przyłączenia się do akcji – podpisania się pod petycją, nakręcenia filmiku ze słowami wsparcia dla Dzmitrija Bandarenki i przesłania go na adres: biuro@mmbiuro.pl

Zachęcamy również do odwiedzenia strony akcji na Facebooku

wtorek, 14 czerwca 2011

Solidarni opozycjoniści w sportowej kondycji

Białoruś jest ostatnio tematem palącym. Kraj znajduje się na skraju bankructwa. Autorytarny reżim pokazuje pazury, nie wiadomo do końca jak moralna Europa powinna się zachować. Użyć sankcji ekonomicznych, czy raczej dać kredyt i ratować państwo przed wchłonięciem Białorusi przez Rosję. Na pewno potrzeba aktów solidarności z narodem białoruskim.

Niewątpliwie starsza siostra, z której raczkujące białoruskie ruchy demokratyczne chcą brać przykład, zauważa rozdział między autorytarnym rządem a obywatelami, którzy obrywają rykoszetem z każdym posunięciem, zarówno władz jak i sąsiadów. Chyba, że władze dedykują swe decyzje bezpośrednio społeczeństwu. W polskim zaciszu, gdzie można znaleźć zarówno opozycjonistów jak i studentów „kalinowców”, toczą się debaty: jak zaprowadzić zmiany, kiedy się to uda, czy w ogóle się uda, wzorować się na Polsce czy się nie wzorować. A jak się już uda, to co z tym zrobić? Może to trochę dzielenie skóry na niedźwiedziu, ale na pewno polska solidarność jest potrzebna białoruskim wojownikom.



Wieczór solidarności z narodem białoruskim, zorganizowany pod patronatem Urzędu Miasta Wrocławia pokazał, że troszkę jej jednak brak. Prezydent Wrocławia, Rafał Dutkiewicz nie pojawił się na spotkaniu, wieńczącym Dni Kultury Białoruskiej, z przedstawicielami opozycji. Nie było też drugiego przedstawiciela Urzędu Miasta Wrocław – Jarosława Brody, kierownika Wydziału Kultury. Właściwie reprezentacja opozycjonistów też była dosyć szczupła, bo pojawił się jedynie Andrzej Milinkiewicz z żoną, Inną Kulej. Zabrakło Stanisława Szuszkiewicza. W ramach rekompensaty w panelu uczestniczył były ambasador Polski na Białorusi Mariusz Maszkiewicz i malarz Aleksiej Maraczkin.



Czy demokratyczne zmiany mają szansę zaistnieć? „Potrzebny jest polski know how, szkolenia dla Białorusinów, by transformacja nie była zbyt bolesna” mówił prowadzący spotkanie Nikołaj Iwanow, prezes fundacji „Za Wolność Naszą i Waszą”. Doświadczenie przemian lat 90 w Polsce są ważnym przykładem dla białoruskich kolegów. Udało się w Polsce, mimo tego, że były chwile załamania i w tamtym okresie sen o demokracji był równie mglisty. „Trzeba na to pracować” mówił lider ruchu „O Wolność” Alaksandr Milinkiewicz. Pracować trzeba, ale z głową. Polski model nie jest przecież doskonały. Mariusz Maszkiewicz wskazywał na rozwagę w czerpaniu wzorców.



Wątek sankcji jest na językach zarówno prasy białoruskiej: niezależnej i prorządowej jak i zachodnich komentatorów. Decydenci głowią się jak ukarać, żeby było skutecznie i do tego solidarnie z narodem. Milinkiewicz wystąpił przeciw sankcjom ekonomicznym. „Nie da się wychować dyktatora”, mówił. Izolować z drugiej strony nie sposób, bo w niedługim czasie można by spodziewać się kolejnej prowincji rosyjskiej. Błąd w postępowaniu Unii Europejskiej wobec Białorusi to przykładanie zachodnich wzorców do wschodniego sąsiada. Łukaszenka nie przeprowadzi samowolnie demokratyzacji tylko pod wpływem lekkiego nacisku ekonomicznego, jakim są czarne listy. Również druga opcja: dialogu, musi być bardziej zdecydowana. W momencie, gdy reżim ma pole manewru zaczyna balansować, grać to ze Wschodem to z Zachodem.

Problem sankcji ekonomicznych, według Milinkiewicza polega na tym, że mogą one doprowadzić do zniszczenia Białorusi jako państwa. Szkody wyrządzone przez te sankcje mogą być wykorzystane przez propagandę i opinia publiczna może zrazić się przy kolejnych wyborach. Aleksiej Maraczkin, zaangażowany politycznie artysta-malarz, stoi po stronie sankcji. Przy sowieckim modelu gospodarczym takie kary odbiją się na dyktaturze, nie na społeczeństwie. W obecnej sytuacji, mimo sportowej kondycji zaangażowanych – im bardziej cisną, tym są mocniejsi – ludzie zaczynają się niecierpliwić. „Ani żyć nie dają, ani umrzeć nie można.” Łukaszenka przyrósł do krzesła, a zmiana jest potrzebna.



Jednak w społeczeństwie coś pęka. Ludzie zaczynają się budzić. Rewolucja dojrzewa sama, może nie da się ustalić jej daty, ale można ją przewidzieć. Poprowadzić odpowiednimi torami. Inna Kulej, przewodnicząca komitetu obrony represjonowanych mówiła o odczuwalnym wzroście solidarności między opozycjonistami, ale również solidarności płynącej z Polski i innych krajów zachodnich. Poparcie dla 600 zatrzymanych po 19 grudnia było ogromne, imienne (paczki z danymi osobistymi były wysyłane do więzień), bez strachu. Trochę inaczej niż przy wyborach z 2006 roku.



Może na „przewrót pałacowy” i rozłamy w obozie władzy nie ma co liczyć. Warto jednak wierzyć w społeczeństwo białoruskie, do tej pory przygłuszone strachem o pracę. Teraz, gdy nawet posada nie daje pieniędzy, a pieniądze towarów, ulice mogą w końcu się wybudzić. Po wyborach 19 grudnia proeuropejskie grono w społeczeństwie wzrosło z 37 do 52 procent. Można to odczytać jako sukces, bo ten trend idzie w parze z odzyskiwaniem świadomości narodowej, języka, odkrywaniu historii. „Czas rewolucyjny” to czas dla bohaterów. Bohaterom potrzeba solidarności. Jeden z gości, Kornel Morawiecki – przewodniczący Solidarności Walczącej – mówił, że solidarności potrzeba całemu światu. Nie tylko wolności i demokracji, ale wspólnej wizji lepszego świata, by móc mówić o nowej, wolnej Białorusi.

Karolina Słowik

fot. Grzegorz Małyga

***

Wieczór solidarności z narodem białoruskim odbył się 5 czerwca 2011 roku we Wrocławiu w ramach Dni Kultury Białoruskiej. Organizatorem była fundacja „Za Wolność Naszą i Waszą”.

wtorek, 7 czerwca 2011

Niakliajeu składa do ONZ skargę w sprawie torturowania więźniów

Były kandydat na prezydenta Białorusi, lider kampanii społecznej "Mów prawdę!" Uładzimier Niakliajeu, zwrócił się w tej sprawie do Juana Mendeza, sprawozdawcy ONZ ds. tortur.

"Dziś na Białorusi wprowadzono takie warunki, że nawet bliscy więźniów nie mają możliwości zobaczenia się z nimi" - powiedział w wypowiedzi dla korespondenta "Narodnej Woli" Uładzimier Niakliajeu - "Krewni osadzonych osób żyją w niewiedzy. Sytuacja więźniów jest po prostu straszna. Wiele osób opowiada, że w więzieniach wywiera się na nich presję. Jednak społeczeństwo nie może się dowiedzieć ani o tym, kto represjonuje uwięzionych ani jakimi metodami to czyni.

Wszystkie próby odkrycia "zasłony niewiedzy" w tej kwestii, spotykają się z głuchym milczeniem władzy. Jedynym wyjściem w tej sytuacji, jest zwrócenie się do struktur międzynarodowych. Może tam będą mogli coś zrobić. Dlatego też my wykonujemy pierwszy krok, którym jest list do sprawozdawcy ONZ ds. tortur. W piśmie wymienione są konkretne przypadki dopuszczania się tortur w białoruskich więzieniach. Teraz zostało nam jedynie czekać na reakcję świata".

6 czerwca 2011, 21:15, Radio Svaboda

Artykuł można przeczytać tutaj