czwartek, 11 listopada 2010

Co zrobi UE, jeżeli Łukaszenka znów skłamie?

2 listopada w Mińsku odbyła się wizyta ministrów spraw zagranicznych Niemiec i Polski Guido Westerwelle i Radosława Sikorskiego. Czy uzasadnionym jest stwierdzenie, że rezultatem wizyty stała się nowa formuła białorusko-europejskich stosunków – pieniędze w zamian za wolne wybory?

Na te oraz inne pytania odpowiadają: z Brukseli kierowniczka biura „Za demokratyczną Białoruś” Wolha Strużynskaja oraz doradca przewodniczącego ruchu „Za swobodę” Aleksandra Milienkiewicza Aleś Łahwiniec.

Ile kosztują wolne wybory?

Cyhankou: Na pewno najbardziej głośnymi i najczęściej cytowanymi słowami tej wizyty stała się deklaracja ministra spraw zagranicznych Polski Radosława Sikorskiego o tym, że Białoruś może otrzymać 3 mld euro, jeśli przeprowadzi uczciwe demokratyczne wybory. Czy można stwierdzić, że ta wizyta nadała nowy wymiar stosunkom pomiędzy Białorusią a UE – „pieniędze w zamian za demokratyczne wybory?” Albo to jest po prostu dość wyraźnie skorygowana forma starej strategii, tym razem tylko z wyrażoną ceną?

Strużynskaja: Myślę, że ta wizyta jest dalszym ciągiem polityki UE, która zaczęła się jeszcze w 2008 roku. To, że została ogłoszona cena - w tym również nie ma niczego nowego, z wyjątkiem samej kwoty. Jak pamiętacie, w poprzedniej deklaracji Rady UE, z października, było napisane, że jeśli Białoruś przeprowadzi demokratyczne wybory, to UE będzie rozwijać wzajemne stosunki, a Mińsk otrzyma pewne preferencje.

To, że została wymieniona konkretna liczba, według mnie, jest całkiem normalne. Zobaczcie, jak pragmatycznie zachowuje się zawsze białoruska strona. To czemu Europa ma nie być pragmatyczna i nie podać konkretnej sumy?

Cyhankou: Interesującą była również następna deklaracja Sikorskiego, że dla Europy najistotniejszy jest nie wynik wyborów, tylko ich jakość. Co nam to mówi?

Strużynskaja: To, że UE naprawdę przygląda się procesom i jakości wyborów, ale nie chce wpływać na ich wynik. Bo to jest to, na czym bazuje demokracja, otwarty, przejrzysty, demokratyczny proces, w wyniku którego zostanie wybrana osoba, która będzie kierować krajem.

„Zjednoczona Europa – to nie tylko wartości moralne, którymi chleba nie posmarujesz”

Łahwiniec: Spodobała mi się fraza Sikorskiego, którą on powiedział po zakończeniu wizyty już w polskich mediach. Że on przyjechał do kraju, w którym mieszka 10 mln Europejczyków, w tym również przedstawicieli mniejszości polskiej. Wizytę więc należy rozpatrywać jako posłanie zjednoczonej Europy do narodu białoruskiego,  że znajdujemy się obok i czekamy na was. I liczba 3 mld najprawdopodobniej została zadeklarowana nie dla władz białoruskich, lecz tylko dla społeczeństwa. Wiemy o tym, że władze nadal podtrzymują tezę, że „w Europie nikt na nas nie czeka”. Więc taki zwrot ma za cel dotarcie do społeczeństwa białoruskiego, żeby można było powiedzieć, że zjednoczona Europa – to nie tylko wartości moralne, którymi chleba nie posmarujesz, lecz są to również realne, konkretne i materialne wyniki współpracy.

Cyhankou: Chciałbym jeszcze raz zwrócić uwagę na słowa Sikorskiego, że najważniejszą jest jakość a nie wynik wyborów. Czy to oznacza, że Europa już nie widzi wielkiego problemu we współpracy z Białorusią nawet, jeżeli zwycięży Łukaszenka? Przypomnijmy, że w 2006 roku mieliśmy inną sytuację, kiedy kandydata opozycji Aleksandra Milienkiewicza zaproszali na spotkania z najważniejszymi osobami w Europie. A teraz politycy europejscy spotykają się z Łukaszenką.

Łahwiniec: Po pierwsze, podczas wszystkich ostatnich wizyt europejskich polityków na Białorusi spotkania z Łukaszenką zostają połączone ze spotkaniami z przedstawicielami opozycji demokratycznej. Po drugie, naprawdę ważna jest jakość procesu wyborczego, oraz to, czy władze Białorusi spełniają standardy demokratyczne. A przy takim rozkładzie nie należy rozpatrywać sytuacji w taki sposób, który zakłada, że wynik wyborów jest już wiadomy. Ale dziś widzimy, że procedura wyborów na Białorusi, nawet ta, która jest umocowana prawem, nie jest wykonywana. Widzimy, jak zachowują się media państwowe (jest tam przedstawiana tylko jedna osoba, a to jest nienormalne dla każdego kraju europejskiego), wiemy o tym, że nie ma przedstawicieli innych kandydatów w komisjach wyborczych. A najistotniejsze jest to, ze wiemy, jak liczone są głosy. A wszystko to nazywa się jakością procesu wyborczego.

„Przy odrobinie chęci  „pewien poziom progresu” zawsze można znaleźć”.

Cyhankou: Więc co, Europa „odnotowała progres” w tych wyborach niezależnie od tego, co zamierzają zrobić białoruskie władze?

Stryżynskaja: Białoruskie władzy starają się pokazać ten progres. Niektóre rzeczy naprawdę można zauważyć – dość swobodne zbieranie podpisów, obecność mnóstwa kandydatów opozycji, wszystko to skorygowało ogólny obraz. UE na pewno jest przygotowana do tego, że wybory mogą się skończyć zwycięstwem Łukaszenki. I, myślę, że UE jest przygotowana do dalszej współpracy z nim. Jak wiemy, Komisja Europejska obecnie przygotowuje tzw. Joint interim plan, który określi plan współpracy z Białorusią, i jednocześnie zaproponuje pewną mapę drogową reform dla naszego kraju.

Cyhankou: A jeżeli nie będzie żadnych przejawów demokratyczności podczas wyborów? Jeśli znów nikogo z opozycjonistów nie dopuszczą do komisji i znów bezwstydnie namalują potrzebny wynik, to w jakiej sytuacji znajdzie się UE? Uzna te wybory za wolne?

Strużynskaja: Wszystko zależy od tego, co powiedzą obserwatorzy OBWE. Plus – pamiętajcie, jakie sformułowanie zawarte jest w ostatniej deklaracji Rady Europy. Jest tam napisane, że musi być „pewien progres”. I, myślę, że przy odrobinie chęci „pewny poziom progresu” zawsze można znaleźć.

Cyhankou: To jest wielki dylemat między wartościami a geopolityką. Geopolitycznie UE ma zamiar włączać Białoruś do swoich programów, ale jednocześnie  rozmawiać o demokratyzacji. A jeśli w trakcie wyborów nic pozytywnego się nie odbędzie, to co zrobi Bruksela?

Łahwiniec: Myślę, że teraz ma tam przewagę twierdzenie, iż należy wciągać Białoruś do różnych programów. Ważne, by demokratyzacji aktywnie potrzebowali sami wyborcy białoruscy. Ale na razie są jeszcze pewne wątpliwości. Dlatego UE będzie się starała najpierw wciągać Białoruś do zacieśniania kontaktów po to, by zmienić stan obywatelskiego myślenia, zlikwidować atmosferę strachu.

Jeśli jak największa ilość białoruskich grup docelowych będzie uczestniczyć w różnych, nawet bardzo technicznych projektach współpracy z krajami UE, to, myślę, że otworzy to szerszą perspektywę europejską dla naszego społeczeństwa. I z biegiem czasu nasi ludzie będą potrzebowali więcej swobody wewnątrz kraju.

3 listopada 2010, 20:44, Віталь Цыганкоў

Artykuł można przeczytać tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz