Łukaszence, jego synom oraz 155 urzędnikom zakazano wjazdu do UE. Jednocześnie zostały zamrożone ich rachunki na Zachodzie. Co zaś tyczy się sankcji ekonomicznych, to pozostają one ostatnim argumentem na wypadek ostrej rozprawy z więźniami politycznymi.
Rada ministrów spraw zagranicznych krajów UE na posiedzeniu w Brukseli 31 stycznia uchwaliła decyzję polityczną odnośnie reakcji UE na sytuację na Białorusi.
Ministrowie spraw zagranicznych UE zatwierdzili listę urzędników białoruskich, odpowiedzialnych za łamanie praw człowieka podczas kampanii prezydenckiej. Tym osobom zakazano przebywania na terytorium UE, a ich konta bankowe w krajach UE zostaną zamrożone.
Na listy trafiło 158 urzędników. W tym – Alaksandr Łukaszenka oraz jego synowie Wiktar i Dźmitry, wiecznie młoda kierowniczka CKW Lidia Jarmoszyna, minister obrony Jury Żadobin, kierownik Rady bezpieczeństwa Leanid Malcau, kierownik KGB Wadzim Zajcau, kierownik Administracji prezydenta Uładzimir Makiej, prokurator generalny Ryhor Wasilewicz, marszałek parlamentu Uładzimir Andrejczanka, 24 szefów terytorialnych komisji wyborczych, 30 sędziów oraz 10 dziennikarzy mediów państwowych. Krótko mówiąc „i rak i żaba i chrząszcz”.
W uchwale zaznacza się, że lista urzędników białoruskich, którzy mają zakaz wjazdu do UE, jest otwarta i może być zmieniona.
Minister spraw zagranicznych Martynau oraz wicepremier Siamaszka nie zostali wpisani na listę. To oznacza, że będą oni osobami, poprzez które będzie toczył się dialog. Przy czym obecność pośród nich Siamaszki pozwoli na rozmowy w kwestii współpracy energetycznej oraz dywersyfikacji źródeł dostarczenia na Białoruś nośników energii.
Oczekuje się, że jednocześnie z postanowieniem UE, sankcje w stosunku do oficjalnego Mińska wprowadzą także USA. Waszyngton pójdzie dalej –odnowi sankcje wobec „Białnaftachimu”, kóre są nieznaczne ekonomicznie ale symbolicznie bolą.
W tym samym czasie UE nie uchwaliła żadnych otwartych sankcji ekonomicznych. Nieformalne ograniczenia na kontakty ekonomiczne z reżimem będą, ale brak formalnych sankcji nie pozwoli łukaszenkowcom zarzucić Europejczykom własnych trudności ekonomicznych.
Warto przypomnieć, że w ciągu ostatnich dwóch lat Unia Europejska wprowadzała sankcje przeciwko Iranowi, Zimbabwe, Kot d’Ivuarowi, Gabonowi.
Białoruś znalazła się w niegodnym towarzystwie korupcyjnych i fanatycznych reżimów.
To, że sankcje zostaną wprowadzone, było jasne od dość dawna. Od początku było jasne również to, że sankcje ekonomiczne nie są rozpatrywane jako realna opcja. Rzecz polega na tym, że do Europy Białoruś dostarcza prawie wyłącznie produkty z ropy, i nadal dostarczałaby w wypadku wprowadzenia sankcji, tylko że na podstawie rosyjskich dokumentów, co zwiększyłoby zależność Białorusi od Moskwy.
Koncepcja Polski i Szwecji o zamrożeniu współpracy z Białorusią nie została poparta.
Jednak diabeł tkwi w szczegółach. Należy poczekać na końcowy tekst postanowienia, żeby ocenić, co jest nowe w tych sankcjach.
Przewodnicząca CKW Lidia Jarmoszyna na wiadomosć z Brukseli zareagowała histerycznie: „To są listy rozstrzelań. Kiedy na okupowanym terytorium rozprawiają się z mieszkańcami, to najpierw wyznaczają – ucierpi tyle a tyle osób. A po tym wyznaczymy się osobiście. Oni mogą zrobić wszystko. To nic innego, jak rozprawianie się. To nie ma nic wspólnego z osobistą winą ludzi”.
Ze strony madam Jarmoszyny jest to najprawdopodobniej reakcja osobista. Ale głowa państwa, oraz cała machina propagandowa z dostrzegalnym zdenerwowaniem czekali, aż Bruksela wymierzy policzek.
Łukaszenka powiedział: „Jeśli ktokolwiek podejmie próby wprowadzenia przeciw krajowi ekonomicznych albo innych sankcji, powinniśmy natychmiast na to zareagować, przygotować przedsięwzięcia, które będą odpowiedzią na to. I to musi dotyczyć absolutnie wszystkich, czy będzie to odrębna grupa krajów, czy też UE w całości”.
Reakcji na sankcje ze strony Łukaszenki na razie nie było. MSZ obiecał zaś przyjąć „adekwatne i proporcjonalne kroki”. Pewnie zabronią wjazdu na Białoruś królowej brytyjskiej.
W każdym bądź razie, nerwowa reakcja prezydenta świadczyła o tym, że władza jednak była zaniepokojona. Nawet nie faktem, że łukaszenkowców będą ignorować. Sankcje – to tylko wierzchołek góry lodowej. O wiele więcej trudności pojawi się z powodu nacisku nieformalnego. Łukaszenkowcy nie mają co spodziewać się polityki sprzyjania. Na nich nie czekają wygodne kontrakty i tanie kredyty. Od poniedziałku Łukaszenka dla Europy nie istnieje.
Jak wypowiadał sie w Brukseli minister spraw zagranicznych Luksemburgu: „Pan Łukaszenka całkiem siebie zdyskredytował”.
Pośrednie nastepstwa sankcji bedą o wiele bardziej istotniejsze od nich samych.
Co tyczy się sankcji ekonomicznych, zostawiono je na zapas. Ich wprowadzenia można bedzie sie spodziewać w przypadku ostrego rozprawienia się z więźniami politycznymi. Ministowie poprosili Komisję Europejską by ta obserwowała sytuację na Białorusi. Kierownicy europejskich MSZ zaznaczyli, że pytanie o sankcje ekonomiczne mogą powrócić w przypadku gwałtownego wzmocnienia represji w kraju.
Przypomnijmy, ze liczba podejrzanych w sprawie “zamieszek” osiągnęła 54 osoby. Jest to najpotężniejszy proces w historii reżimu Łukaszenki.
31 stycznia 2011, 20:03, Mikoła Buhaj
Artykuł można przeczytać tutaj
Kot d’Ivuar to - gdyby ktoś nie wiedział - Wybrzeże Kości Słoniowej ;) Oficjalna nazwa to Republika Côte d'Ivoire. Osobliwe...
OdpowiedzUsuńCo do treści całego artykułu, to chyba Łukaszenko i jego rząd nie są zdziwieni, że Europa reaguje na jego działania.
Ooo dzięki za info, zastanawiałam się co to w ogóle jest, wydawało mi się, że mniej więcej znam nazwy państw, a to jest tłumaczenie Alexa więc wolałam już nic nie zmieniać :p
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:)