wtorek, 26 lipca 2011

Festiwal Wolności - Basowiszcza 2011


22 lipca. Białystok, Gródek.

Przemierzywszy prawie całą Polskę przybywam do Białegostoku. Przez całą Polskę padało, dopiero na Podlasiu pojawiło się słońce i nieco lepsza pogoda.

Zarówno koleją jak i samochodem, zaczynając od Warszawy, do Białegostoku jest piękna droga. Mój dobry przyjaciel zawsze mówi, że droga do Białegostoku wygląda tak jakby ktoś na mapie wziął linijkę i długopis, i jak zostało zakreślone, tak zbudowali. Długa prosta, która prowadzi nas do betonowej dżungli przesianej kościołami i pięknymi cerkwiami oraz z wspaniałym pałacem-jedną z wizytówek miasta.

Białystok stanowi dla naszej grupy swoistą bazę wypadową do Gródka, gdzie corocznie odbywa się Festiwal Muzyki Młodej Białorusi - Basowiszcza.



Do Gródka można trafić na różne sposoby. Najpopularniejsze to bezpłatny autobus (o którym informacja pojawiła się dość późno, ale dobrze, że w ogóle się pojawiła) lub przejazd linią prywatną (w jedną i w drugą stronę - jakieś 40-60 minut drogi), wyjazd ze zmotoryzowanymi znajomymi albo autostop (spod dworca PKS/PKP dojeżdża się do Gródka w troszeczkę ponad 30 minut, z wylotówki na Bobrowniki jakieś 10-15 minut krócej - zależy jak ciężką ma ktoś nogę i od ewentualnych korków na mieście).

Tak samo różne są sposoby na przenocowanie między kolejnymi dniami festiwalu. Organizator zapewnia pole namiotowe w cenie 20pln/os. - karnet-opaska. Poprzednim razem namiotowałem ze znajomymi u gospodarza w ogródku (i znowu nie pojechaliśmy do niego z tą flaszką...). Tym razem jednak nocowaliśmy w stolicy Podlasia, ale piszę o tym tylko przy okazji spraw organizacyjnych, dla tych którzy jeszcze tam nie byli w ogóle.

Białystok wita oczywiście jednym z chyba najbardziej zadbanych dworców kolejowych w Polsce. W tym zdaniu nie ma ani odrobiny ironii. Pierwsze i ostatnie wrażenie z pobytu w mieście jest wzorowe, o ile nie wpadnie się na pomysł: "A może jest jakiś pociąg nocą...". Nie ma. Ostatnie odjeżdżają ok. godziny pierwszej w nocy, pierwsze wyjeżdżają jakoś po piątej rano. Jeśli ktoś decyduje się na przyjazd autobusem lub autem, przywitają go charakterystyczne żółtoświecące lampy na ulicy Warszawskiej.

Jadąc do Gródka natomiast mija się sympatyczną reklamę, która przekreśla BT i nakazuje oglądanie Biełsatu. Jest ogromna i trudno jej nie zauważyć. Ciekawostka.

22 dzień lipca i 22. Festiwal Muzyki Młodej Białorusi Basowiszcza 2011. Największy i najstarszy festiwal niezależnej białoruskiej muzyki na świecie.

Wolną scenę można sobie odpuścić, tak więc docieramy dopiero na otwarcie festiwalu. Osobą prowadzącą w tym roku jest Andruś Takindang znany szerzej za sprawą swojego mińskiego zespołu Recha. Bardzo sympatyczny, ale już od początku wiedziałem, że moderatorzy to zwyczajnie słaby punkt tego festiwalu. Ale to tylko właściwie dodatek, nawet mimo tego, że na minus, z całym szacunkiem do Andreja. Ważne, że zapowiada kolejne zespoły ze swoim nieodłącznym uśmiechem na ustach.



Część konkursową spędzam gdzieś na piwie, ponieważ na zamknięty teren festiwalu (oczywiście darmowego!) nie można wnosić ze sobą alkoholu, chyba że w środku, w sobie, ale też bez przesady. Ogródki zapewnia znana podlaska marka piwa w bardzo przyzwoitej festiwalowej cenie, choć polecam puszkę zamiast lanego. Chyba że lane z sokiem. Stoliki, grill, kiełbaski, kiszka ziemniaczana (która - uwaga! - wygląda jak kiełbasa). Urocza mieszanina języków. Z jednej strony polski, z innej rosyjski, z jeszcze innej białoruski, trasianki i inne lokalne gwary. Tu wspaniale prezentuje się wielokulturowość Podlasia, które dla kogoś z centralnej Polski jest utożsamiane (błędnie) z bastionem polskości w rozumieniu prezesa partii jedynej i sprawiedliwej. Basowiszcza to świetne miejsce spotkań ze znajomymi z każdej strony granic. W tym miejscu granice się zacierają, a w powietrzu czuje się wolność.

Wracam na ostatni zespół konkursowy. Poprzebierani w jakieś łachmany grają folkową muzykę. Świetnie, tylko nie wiem jak oni się nazywają. Po nich następuje Yellow Brick Road, które było jedną wielką zagadką i jednym wielkim zaskoczeniem. Andruś mówi, że grali nawet przed Deep Purple, tak więc to musi być coś. I chłopcy zaprezentowali nam przyjemne rock'n'rollowe granie niemalże z epoki Elvisa i Johnny'ego Cash'a. Młodzi, utalentowani, nie porwali mnie, ale przyjemnie się ich słucha.

Następnie Akute - zwycięzcy zeszłorocznych Basów. Zagrali bardzo fajny koncert. W sam raz na support dla owianych legendą Zero-85. Słońce się skłania ku zachodowi, a ponad dziesięcioletnia grupa z Białegostoku naprawdę rzuca mięskiem. Przynajmniej muzycznie, bo z ich białoruskich tekstów rozumiem bardzo niewiele. Nie brakuje również otoczki choreograficzno-wizualnej. Obowiązkowy instrumental przed właściwym koncertem, żeby wokalista mógł dokończyć papierosa. Jest zacnie. Nie ma Rimy, są Zero-85.

Po festiwalu idzie plota, że chłopaki z Rimy się wkurzyli i robią sobie własną imprezę nad zalewem. Podobno nie przyjechali, bo mieli odmówić zaproszenia z powodu braku czasu (nagrywają płytę). Inni mówią, że zwyczajnie nie zostali zaproszeni, bo gdyby ich zaproszono, to na pewno by zagrali. Jak to było naprawdę, nie mam pojęcia. Zostawmy to samym zainteresowanym, niech oni to sobie sami rozwiążą, albo nie.

Rodziny z dziećmi powoli się pozbierały do domów, a może tylko poodwozili dzieci, bo nie ma ich już aż tyle. Nie brakuje tu w końcu rodzinnej atmosfery. Dzieciaczki tańczą sobie pod sceną dopóki nie ma tam młynu i pogo w obowiązkowych koszulkach Basowiszczy - w tym roku koszulki są naprawdę śliczne! Poza jednym małym szczegółem, a mianowicie pisownią DachaBracha w angielskiej transkrypcji. Mogli cyrylicą walnąć, ale i tak wyglądają niebo lepiej niż te z zeszłorocznym logiem (które też było takie sobie, ale przecież koszulkę obowiązkowo!). Pomijając już fakt, że w zeszłym roku kupiłem sobie z kumplem po koszulce, odeszliśmy od sklepiku, a zaraz po tym wywiesili karteczkę "2 koszulki w cenie jednej". Niestety było za późno... Trzeba być czujnym wokół kramy, ale nie czekać do końca na promocje, bo może koszulek braknąć. Smyczki też mają fajne. W kramie można zakupić też płytki i książki związane z N.R.M.-ami, bo wpadła mi w oczy tylko okładka tej książki. Dzieci bawią się również w czymś, co w tym roku nazwali Bajka-Nurem. Bajka-Nur to miejsce, gdzie można na chwilę zostawić dzieciaka, albo wspólnie coś zjeść na poduszkach przy poustawianych na sobie paletach.

Zbliża się godzina dwudziesta druga. Mamy lekką obsuwę, normalna rzecz. Rozstawia się R.U.T.A. - Ruch Utopii, Transcendencji, Anarchii / Reakcyjna Unia Terrorystyczno-Artystowska. Pierwszego dnia czekałem na ten właśnie koncert. Tym bardziej, że mieli zaprezentować nowy materiał "Na Uschod", czyli zbiór piosenek białorusko-ukraińsko-rosyjskich, który ma się ukazać wkrótce również jako album. Pod gródeckim niebem powiewają biało-czerwono-białe flagi znacznie zwiększa się liczba ludzi pod sceną. Muzycy ciągle się ustawiają i stroją, ludzie wywołują nazwę zespołu dopóki nie pojawią się pierwsze wspólne dźwięki płynące ze sceny. Gardło zużywa Guma z zespołu Moskwa i kolejno po nim pojawiają się kolejni goście tacy jak Nika i Rolf z Post Regimentu, Robal z Dezertera, z którymi zaprezentowano część materiału z albumu "GORE - Pieśni buntu i niedoli XV - XX w." czy Nasta Niakrasava, która stoi za nowym, wschodnim materiałem pieśni buntu i wolności. Prawie każdy z gości odpowiednio pozdrowił Baćkę ze sceny, a między utworami rzucano spontaniczne "Żywie Biełaruś!". Koszulki gości z Pogonią i biało-czerwono-białymi barwami tematyzują dokładnie cel, w jakim się tutaj wszyscy znaleźliśmy. Wolność i niezależność. Odwrót od resowietyzacji i przywiązanie do narodowych tradycji to jest to, co ci ludzie chcą pielęgnować i do czego dążą, a zabrania im się tego w ich własnym kraju. Dlaczego Łukaszenka nie pozwoli na zorganizowanie takiego festiwalu? Dlaczego wielu zespołom, które występowały tu w całej historii Basowiszczy, nie pozwala się grać na Białorusi? Tu jest wolność. Tu można wyrazić swój sprzeciw i swoje poparcie.



To właśnie atmosfera buntu i wolności czyni ten festiwal wyjątkowym. Nie chcę się już rozpisywać jak dziennikarz Gazety na W., że tutaj jest jak na starym Jarocinie, itp. Ale naprawdę w porównaniu z innymi podobnymi imprezami, tylko tutaj czuje się coś w powietrzu. Protest, wolność, nadzieja... Basowiszcza. Muzycy z R.U.T.y musieli oczywiście zaprosić ochronę, żeby zbierała ludzi latających pod sceną, za chwilę ochrona zachowywuje się już nienagannie. Przed swoim wejściem Nika oczywiście poinformowała o blokadzie marszu nacjonalistów w dniu Święta Niepodległości. Wszyscy oczywiście wiedzą z jakimi środowiskami są powiązani artyści tego projektu i różnie reagują na te "ogłoszenia parafialne". Byli ludzie, którzy opuścili już ten koncert.

Na uroczysku Boryk znajduje się parę tysięcy osób. Jest nieco kameralnie, ale ważne, że jest klimat. I pogoda się jeszcze nie popsuła. Nagle nasz wodzirej zapowiada, że TT-34, na który nie ukrywam, że czekałem, nie przyjedzie i zamiast nich zagra B:N:. Zespół Biaz Nazvy już miałem okazję słyszeć, nie wiem co to jest to Exist-M, a ponieważ jestem dość zmęczony jak i moi towarzysze, powracamy do Białegostoku. Warto na festiwal wziąć latarkę. Wiem, że wszyscy dzisiaj mamy telefony, ale czasem telefon może nie wystarczyć. Tam, przez las, w nocy, zdecydowanie latarka, której nam trochę niestety brakowało. Ale za to pięknie widać gwiazdy na podlaskim niebie.

23 lipca. Gródek.

Przyjeżdżamy dopiero na DachaBracha&Port Mone. Na Kinie Festiwalowym podobno było "Idź i Patrz" E. Klimova. Warto zobaczyć, ja już widziałem wcześniej kilka razy. Beton nie przemawia do mnie jakoś, żeby na ich koncercie się pojawić. Lokalsi, którzy grają dość specyficzną muzykę, coś co mógłbym określić jako elektropunkowe brzmienie, co odbiega od standardów Basowiszczy, do jakich się zdążyłem przyzwyczaić, czyli raczej mocno gitarowe granie albo coś z folku.

Część konkursową wygrał zespół Yellow Power. Nie wiem co to za zespół, ale ten, który "dla mnie" się podobał, to był Vuraj.



DachaBracha natomiast chciałem już dłuuugo zobaczyć i nie było okazji, a tu nagle... Basowiszcza! Wprowadzili mnie w błogi trans swoją muzyką. Ludzie wokół też świetnie się bawili. Zauważam świetne loga lokalnych instytucji, które operują na pikselozie, czy stylu vintage w kierunku 8bitów. Takie na przykład logo województwa podlaskiego - kolorowy żuberek z różnokolorowych kwadracików. Widzę, że z miejsca na miejsce kręci się organizatorka Basów, ale nie mam jak do niej podejść. Jest dość zajęta w końcu. Bardzo sympatyczna zresztą, ale co ja jej powiem, że piszę o jej festiwalu? Kiedy ją spotkałem pierwszy raz na koncercie Lapisów w Warszawie, to była tak skromna, że o Basach prawie wcale nie chciała gadać, a ja nie jestem znowu jakimś dziennikarzem. W tym przypadku to jednak miłe.

Pod sceną przeważa płeć piękna. Ludzi ciągle przybywa. Pogoda jakoś się utrzymuje, ale jest dość chłodno. Flag narodowych Białorusi jest jeszcze więcej niż wczoraj na R.U.cie, a świetliki pracują bezbłędnie. Ludzie od światła robią naprawdę doskonałą robotę. Nagłośnienie też jest na przyzwoitym poziomie. Ogromny szacunek dla osób odpowiedzialnych za organizację. Stoisko rozstawiło Radio Racyja. Dośc szybko poszły im torby i koszulki. Aż nie zdążyłem wziąć nic dla siebie...



Przygotowywałem się również mentalnie na Tymona i Tranzystory. Lubiłem ich muzykę dopóki nie usłyszałem ich na koncercie, a dawno planowałem na nich pójść. Dość mocno się zawiodłem, że grali taki chłam zamiast tylu wartościowych piosenek, które mają w swoim repertuarze. Jedyna rzecz w jakiej się z Tymonem zgadzałem podczas jego przemówień przed kawałkami, to jego pozdrowienie dla Baćki. Nie dość, że tekstami mnie lekko wkurzył, to muzycznie mnie prawie wcale nie zadowolili. Ile można grać "Białego Misia"... W ogóle zamulali już na końcu okropnie.
Na szczęście to nie był koniec festiwalu. Zaraz przyszli Neuro Dubel i Tymon z Tranzystorami byli już tylko mglistym wspomnieniem, bo już w końcówce ich występu ludzie zaczynają skandować "Neuro Dubel! Neuro Dubel!".



Neuro Dubel - zespół żywa legenda. Jak wczoraj pisałem o paru tysiącach ludzi, tak dziś może ich być kilka. Bawią się młodsi i starsi... Pewna para w średnim wieku wygląda tak, jakby się poznali kiedyś na ich koncercie, choć ich muzyka do lekkiej, dla zakochanych raczej nie należy. "Belarus über alles" - nic dodać, nic ująć. Zespół nie zabisował, bo powiedzieli, że z szacunku dla innych zespołów, nie będą robić im obsuwy, bo ludzie czekają też na nich i tak wkroczył sobie powolutku zespół IQ48.



IQ48 nie rozłożył mnie wcale. Wszyscy świetnie się przy nich bawią, znają teksty, tańczą i machają flagami. A ja siedzę i słucham. W jednej piosence wystąpił gościnnie Aleś Pomidorau, który prowadził jedną z poprzednich edycji festiwalu. To było miłe zaskoczenie.



Niestety nie zdołałem doczekać Znicza z przyczyn czysto logistyczno-osobistych. Ale śmiało mogę polecić PolskiBus z Białegostoku do Warszawy. Naprawdę wygodne, mają wi-fi, jak na reklamie. Może takie szybkie nie są, bo znamy nasze polskie drogi, ale za rok znów moje drogi prowadzić będą na Basowiszcza. Tak sobie poprzysiągłem już na poprzednich Basowiszczach, które dla mnie były pierwszymi, że teraz w miarę możliwości będę jeździć na każde. Nawet jak się jeszcze bardziej popsują, bo mówiło się na tegorocznych Basach, że zespoły już nie są takie rewelacyjne jak były zawsze. No, ale niecodziennie słyszy się w Polszczy Neuro Dubel, Ludzie Drodzy!



Tekst: Adek

Foto: Maciek

Więcej zdjęć można obejrzeć tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz