Byli więźniowie polityczni, którzy zostali ułaskawieni przez prezydenta,
mają trudności z przyzwyczajeniem się do nowego życia. Wszyscy znajdują się pod
ścisłym nadzorem organów wymiaru sprawiedliwości, wielu ma problemy z
zatrudnieniem. Niektórzy są zmuszeni do poszukiwania pracy za granicą.
Alaksandar Małczanau, już dwukrotnie od czasu ułaskawienia, znalazł się
w areszcie – raz przesiedział 3, a za drugim razem 10 dni. Przeciwko Małczanałowi wytoczono sprawę karną
dotyczącą znieważenia symboli narodowych:
„Wzywają mnie na różne przesłuchania
w tej sprawie, ale odmawiam składania zeznań. Regularnie przeprowadzane są
różnego rodzaju ekspertyzy, właśnie teraz czekam na wyniki. Komputer został
zabrany do zbadania, więc teraz mam nawet problem z dostępem do Internetu. Na razie
nie mam stałego zatrudnienia, wykonuję prace dorywcze, w niepełnym wymiarze.
Całkiem niedawno oddali mi paszport”.
Matka Alaksandra Małczanaua straciła już rachubę odnośnie liczby rewizji
przeprowadzonych w jej mieszkaniu.
„Nie mam już sił. Gdy coś się dzieje
w Borysowie, to obowiązkowo zjawiają się u nas”.
Alaksandar Klaskouski również nie posiada stałego zatrudnienia. Czuje
nad sobą ciągłą kontrolę:
„Jestem na liście organów wymiaru
sprawiedliwości. Gdy są planowane jakieś akcje, w rodzaju akcji solidarności,
milczących śród, to przychodzą do mnie dzień wcześniej i ostrzegają, żebym
nawet nie myślał nigdzie iść, bo jeśli trzy razy zobaczą mnie na takiej akcji –
trzy protokoły i będą już pod ścisłym nadzorem. Na przykład, przed Zjazdem Narodowym,
przyszli dzień przed - wieczorem, a także pół godziny przed samym Zjazdem, by
sprawdzić czy ich posłuchałem. Co do zatrudnienia to jest z tym ciężko. Zajmuję
się tym, co robiłem zanim trafiłem do aresztu – na razie bezsensownie. Póki co
nie mam określonego zatrudnienia”.
Młodzi ludzie, którzy zostali wydaleni z placówek oświatowych po
wydarzeniach 19 grudnia, mają więcej możliwości: otrzymują propozycje dalszej
edukacji za granicą. Były student Białoruskiego Państwowego Uniwersytetu
Ekonomicznego Fiodar Mirzaniau oraz
były student Mińskiej Politechniki Ilia
Wasilewicz tydzień temu wyjechali do Łodzi – na razie by nauczyć się
języka, a od nowego roku akademickiego zostać studentami.
Za granicę wyjeżdżają również ludzie ze starszych roczników, szukający
jednak pracy na własną rękę. 45-letni Jauhen
Sakret, który przed aresztowaniem zajmował się architekturą krajobrazu,
mówi:
„Teraz mieszkam w Polsce. Znalazłem
jednego gospodarza, który prowadzi agroturystykę i zatrudnił mnie jako swojego asystenta”.
Korespondentka: „Ale
wyjechał pan dlatego, że tutaj były trudności, naciski?”
„No tak. Musiałem wyjechać, byłem
zmuszony do tego by wyjechać”.
50-letni Aleh Fedarkewicz, który
wcześniej pracował w firmie budowlanej, również zamierza wyemigrować:
„Na razie wystarcza mi spraw do
załatwienia w domu, robię remont. A tak – trzeba stąd wyjeżdżać, po co się
męczyć? Co do pracy – nie będę w tym kraju nawet próbować znaleźć zatrudnienie”.
Korespondentka: „Uważa pan,
że nie dadzą pracować?”
„Mnie na 5 lat umieścili na liście
nadzoru milicyjnego i uprzedzili, że za trzy kary administracyjne mogą
posadzić. Dlatego, jeżeli nie daj Bóg, trzy razy przejdę przez ulicę w
niewłaściwym miejscu, to znowu rozpocznie się przeciwko mnie sprawa karna. Widzi
pani jaka jest sytuacja – póki co nie widzę w tym żadnego sensu”.
24 listopada 2011, 18:32, Ina
Studzinskaja
Artykuł można przeczytać tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz