piątek, 6 maja 2011

Zastraszyć by utrzymać władzę

W Mińsku trwają procesy sądowe organizatorów oraz uczestników akcji protestu, która odbyła się na Placu Niezależności 19 grudnia zeszłego roku. Wśród sądzonych są także byli kandydaci na prezydenta Białorusi Uładzimir Niakliajeu, Andrej Sannikau i Wital Rymaszeuski. Co myślą o tych procesach białoruscy politycy?

Deputowany XIII kadencji Rady Najwyższej Republiki Białorusi Paweł Znawiec nie jest zdziwiony surowymi wyrokami dla szeregowych uczestników protestu:

"Właśnie czytam 'Opowiadania Kołymskie' Warłama Szałamowa i 'Archipelag Gułag' Sołżenicyna. Znam również osobowość Łukaszenki - jest on bardzo surowym dyktatorem. Dlatego też nie widzę w tym niczego dziwnego. To zemsta Łukaszenki na wszystkich tych, którzy rzucili mu wyzwanie. Jednocześnie jest to również próba zastraszenia społeczeństwa do takiego stopnia, żeby przy możliwych na Białorusi wydarzeniach takich jak kryzys finansowy lub coś podobnego, naród wszystko w milczeniu znosił i bał się wychodzić na ulicę. To rodzaj prewencji - zachować władzę ale także zastraszyć naród".

Na kilka przyczyn surowości władzy wskazuje politolog Aliaksiej Karol:

"Po pierwsze - jest to logika postępowania totalitarnych reżimów wobec swoich oponentów, przeciwko tym zjawiskom i tym siłom, które niosą potencjalne zagrożenie dla systemu. Po drugie - inercja karnych możliwości systemu. Władza jest zdania, że jeżeli odpuści, daruje, to wówczas pokaże swoją bezsilność. Jest to więc osobliwe, totalitarne, udowodnienie swojej siły. I po trzecie - istnieje przekonanie o konieczności doprowadzenia procesów do końca. A dopiero potem myślenia co z tym zrobić - darować, nie darować, na jakie ustępstwa pójść. Jednym słowem, jest to karta przetargowa przy negocjacjach z siłami zewnętrznymi".

Władze dążą obecnie, jak nigdy wcześniej, do zastraszenia społeczeństwa - uważa były deputowany i więzień polityczny Siarhiej Skrabiec:

"Władzy potrzebne jest, by to nawet nie aktywiści, ale zwyczajni ludzie, którzy przyszli na Plac wyrazić poparcie dla swoich kandydatów na prezydenta, zostali surowo ukarani. To pewnego rodzaju profilaktyka. Obecna sytuacja ekonomiczna jest poważna. I władze już teraz działają tak, by przestraszyć ludzi. Boją się, że osoby, które straciły pracę, a jest ich już pół miliona, wyjdą na ulice. W najbliższym czasie może dojść do wybuchu społecznego niezadowolenia. I dlatego już dzisiaj surowo karani są ci, którzy 19 grudnia protestowali".

6 maja 2011, 15:28, Uładzimier Hłod

Artykuł można przeczytać tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz