Dlaczego 2011 rok obfitował w tak dużą liczbę więźniów politycznych? Jak
fakt ten wpłynął na białoruskie społeczeństwo? Czy w rozpoczynającym się roku
wyjdą na wolność wszyscy więźniowie polityczni?
Na te pytania starają się odpowiedzieć: Przewodniczący Białoruskiego
Komitetu Helsińskiego Aleh Hulak,
Redaktor naczelna gazety „Narodnaja Wola”
Swiatłana Kalinkina oraz obrończyni praw człowieka Daria Katkouskaja.
Po co władzy więźniowie polityczni?
J. Drakachrust: Dziesiątki
więźniów politycznych, tortury w aresztach oraz rewizje – tak wyglądała
rzeczywistość społeczna w 2011 roku. Nieznaczną, liberalną odwilż zatrzymały
polityczne mrozy, które utrzymują się do dziś. W przeszłości odbywały się nie
mniej poważne akcje protestu, którym towarzyszyły równie brutalne starcia z
organami bezpieczeństwa. Jednak represji na taką skalę, takiej liczby więźniów
politycznych na Białorusi nie było nigdy. Z jakiego właściwie powodu? Już 20
grudnia 2010 roku na Plac wyszło kilkadziesiąt osób.
Do tego należy dołączyć poprawki zaostrzające przepisy prawne,
rozszerzające zakres uprawnień służb specjalnych, zawężające granice wolności
słowa i delegalizujące, w praktyce, pomoc zagraniczną przekazywaną na
działalność społeczno-polityczną.
Lecz po co represjonować, skoro nie ma szczególnie dużego sprzeciwu?
Kalinkina: Oczywiście władza ruszała do wyborów prezydenckich
z nadzieją na mniej lub bardziej czyste zwycięstwo Łukaszenki, jednak nadzieje
te okazały się płonne. Myślę, że władza dobrze wie o dzisiejszych nastrojach
społeczeństwa, dlatego postawiła na brutalne rozprawienie się z akcjami
protestów i zastraszenie obywateli. Wszystko to, co później się odbywało, te
wszystkie arabskie rewolucje, ludzie wychodzący na ulice, zapędziło białoruskie
władze w ślepy róg, ponieważ nie potrafią one prowadzić dialogu z ludźmi.
Sądzę, że dało się odczuć fakt, że reżim Łukaszenki nie ma już poparcia rzędu
70-80%, a ostatnie badania opinii publicznej dowodzą, że nie popiera go już
nawet połowa społeczeństwa. Pojawiła się kwestia tego co robić, gdy się nie ma
poparcia, u nas zadecydowano: zastraszyć, zamknąć itd.
Hulak: To wynik tego, że nie ma tradycji dialogu. I te
tradycje nie mogły się wykształcić ponieważ kraj zbyt długo pozostaje w
izolacji. W efekcie mamy na Białorusi sytuację braku dialogu wewnętrznego i
zewnętrznego, co jeszcze pogłębia represje. Dla Rosji wygodnym jest, żeby
Białoruś nie zdołała odbudować, w miarę normalnych, stosunków ze zjednoczoną
Europą. Dlatego również z tej strony pojawiły się zachęty do takiego
postępowania. Mamy obecnie wyjątkowo skomplikowaną sytuację, w której póki co
nie widać perspektyw.
Katkouskaja: Po pierwsze, prowadzi to do bezkarności: Europa
nie może nic zrobić, by zmienić istniejącą sytuację. Nie może powstrzymać nawet
dużo bardziej krwawych wydarzeń, jak na przykład pacyfikacja naftowców w
Kazachstanie. Po drugie, tu występuje jeszcze czynnik psychologiczny. Władza
zna nastroje społeczeństwa. Podczas milczących protestów, nawet gdy
towarzyszyły im aresztowania, ludzie nie bali się i wychodzili na ulicę. Takich
osób jest teraz niewiele, jednak nawet gdy nieduża grupa ludzi pokazuje, że się
nie obawia, może to znaczyć, że liczba ta może wzrosnąć. Wierzę, że pojawi się
efekt lawiny.
W jakim stopniu kwestia więźniów
politycznych jest ważna dla społeczeństwa?
J. Drakachrust: Jaki
wpływ na społeczeństwo wywarła tak duża liczba więźniów politycznych: w jakim
stopniu wzmocniła strach, a w jakim solidarność? W rozmowach Zachodu z Mińskiem
kwestia więźniów politycznych na Białorusi zajmuje, faktycznie, miejsce
centralne. Na ile jest ona ważna dla samego białoruskiego społeczeństwa?
Katkouskaja: Niestety, muszę stwierdzić, że teraz, gdy nie ma
już takich poważnych starć jak w grudniu 2010-styczniu 2011 roku, społeczeństwo
zajmuje się samo sobą. Jest rozbite na trzy części: 1) „Piąta kolumna”, „Trzeci
sektor” – nieduża, ale bardzo aktywna i solidarna. 2) Władza i nomenklatura. 3)
Reszta społeczeństwa, zainteresowana wyłącznie sytuacją ekonomiczną, którą niewiele
obchodzi los więźniów politycznych. Niedawno na stronie „Naszej Niwy”
zamieszczona była ankieta. Pytano w niej o nazwiska kandydatów, którzy brali
udział w ostatnich wyborach prezydenckich. Odpowiedzi były zaskakujące. Niektórzy
nie wskazali nawet Aleksandra Łukaszenki! Ci ludzie funkcjonują poza życiem
politycznym. Jeżeli mówimy o społeczeństwie w szerokim sensie, to nie zauważam żadnej
troski związanej z tym tematem.
Hulak: Kwestia bezprawnych aresztowań, różnego rodzaju
nacisków na społeczeństwo ze strony organów bezpieczeństwa, jest teraz bardzo
aktualna, obserwujemy niski poziom zaufania dla systemu sądownictwa, milicji i
innych organów. Jednak sam fakt tego, że ktoś stał się ofiarą bezprawnego
działania, rzadko przekłada się na poczucie solidarności. Gdyby ludzie zrozumieli,
że ktoś ucierpiał dlatego, że walczył za innych, wtedy mogłoby to mieć odbicie
w jakimś poczuciu solidarności.
Jednak więźniowie polityczni nie są na razie postrzegani przez
społeczeństwo jako ludzie, którzy o nie walczą, możemy wszak zaobserwować, że notowania
opozycji również są niewysokie. Więźniowie polityczni – to zjawisko, z którego
korzystają obie strony współczesnej Białorusi. Władza może zręcznie handlować
więźniami politycznymi, jak również marginalizować ruchy opozycyjne. Opozycja,
która nie posiada szczególnego poparcia społecznego, ugina się pod represjami, nie
rozbudza poczucia solidarności. Z kolei dla środowisk walczących z systemem, obecność
w kraju więźniów politycznych jest najlepszym dowodem na niedemokratyczny
charakter reżimu, co pozwala apelować o międzynarodowe wsparcie. Takie rozgrywki
są szkodliwe dla pozostałych obywateli, którzy chcieliby spokojnie żyć i
rozwijać się.
Kalinkina: Zgadzam się ze stwierdzeniem, że oponenci
Łukaszenki w naszym społeczeństwie, postrzegani są przez zwykłych ludzi, jako
coś obcego. Gdzieś tam odbywa się walka o władzę, a póki jest ona niepotrzebna
zwykłemu człowiekowi, to jest on co najwyżej obserwatorem, a najczęściej w
ogóle nie jest nią zainteresowany. Ogólnie, wiele osób uważa, że nie dzieje się
dobrze, ale nie wie co można z tym zrobić, jak to zmienić. Z jednej strony, ci,
którzy są zainteresowani współczują więźniom politycznym, ale jednocześnie nie
wiedzą jak tę sytuację można zmienić. Jest też spora część społeczeństwa, która
myśli: no tak, ludzie walczą o władzę, to niech walczą, niech będą ofiary, a ja
nie mam z tym nic wspólnego. Duża część społeczeństwa postawiła się w opozycji
zarówno wobec władzy, jak też jej oponentów skupionych w partiach politycznych.
Tym właśnie można tłumaczyć obecną sytuację.
Dlaczego zaczęto stosować tortury wobec
więźniów politycznych?
J. Drakachrust: Następne
pytanie dotyczy warunków przetrzymywania więźniów politycznych. Tacy więźniowie
byli na Białorusi już wcześniej i w ich wspomnieniach życie za kratami nigdy
nie było usłane różami, jednak wcześniej nikt nie wspominał o stosowaniu
tortur. A obecnie wielu z nich, jeśli nie wszyscy, o tym mówią. Dlaczego? Kiedy
to się zaczęło? Swiatłana Kalinkina, swego czasu, napisała głośny artykuł
mówiący o zwykłym człowieku, który trafił w tryby maszyny sądowniczej i
przeszedł przez piekło tortur. Może to jest właśnie zwyczajna praktyka obchodzenia
się z więźniami, rozszerzona teraz na „politycznych”?
Kalinkina: Nie wykluczam tego, ale naprawdę wcześniej, gdy
człowiek miał jakąś pozycję, zwracał na siebie uwagę mediów, obowiązywały
wybrane metody śledztwa. W 2011 roku nie było żadnych ograniczeń. Było takie
poczucie, że system karny otrzymał carte
blanche. A to, co dzieje się teraz, kiedy skończyły się zarówno śledztwa
jak i rozprawy sądowe, ten nacisk na Daszkiewicza, Sannikaua, Statkiewicza, to
jest skandaliczna sytuacja. Co by nie mówić, zawsze do oskarżonych i osadzonych
dopuszczano adwokatów. Teraz białoruska władza przekroczyła te granice.
J. Drakachrust: Aleh,
według Pana, dlaczego władza jest tak uparta w stosunku do Sannikaua,
Statkiewicza i Daszkiewicza? Doszło do precedensu z Kazulinem. Wszyscy mówili,
że Łukaszenka go nie wypuści, a jak wiemy, jednak to zrobił i to prawdopodobnie
bez prośby o ułaskawienie. A propos, również ubiegłego lata, kilku więźniów
zostało uwolnionych nie zwracając się o to. A jednak na ostatniej konferencji
prasowej Łukaszenka powiedział „jeśli napiszą – wtedy pomyślę”…
Hulak: Mam wrażenie, że taka atmosfera wokół tych
ułaskawień wytworzyła się teraz dlatego, bo dzisiaj nie udaje się nawet handel
więźniami politycznymi. Nasze władze nie mają motywacji do wypuszczania tych
ludzi, pozostała tylko psychologiczna chęć zwycięstwa, a do tego potrzebna jest
ich skrucha. Trudno jest oceniać, gdy musimy analizować nie procesy prawne a
wyłącznie subiektywne odczucia.
Oczywiście, informacja o metodach obchodzenia się z osadzonymi jest
straszna. Problem w tym, że nie możemy jej zweryfikować, dlatego istnieje
domniemane zaufanie dla ofiar, zadaniem władzy jest natomiast pokazanie, że to
nie jest tak. Według mnie, odpowiednie służby powinny wprowadzić więcej jawności,
dopuścić ambasadorów i to byłoby najlepszym dowodem na to, że jest inaczej niż
w skargach. Niestety, tego nie ma.
Katkouskaja: Uważam, że w ogólnym zarysie, sytuacja się
zmieniła, po prostu wcześniej o tym nie wiedzieliśmy. W 2005 roku pracowałam w
prokuraturze, tam uważano, że są pewne miejsca, takie jak milicja czy zakłady
karne, w których mogły zdarzać się przypadki tortur. A właśnie prokuraturę czy
organy KGB uważano za stojące wyżej, gdzie nie dopuszcza się przypadków
stosowania takich praktyk. Dziś ta granica się zatarła. Wszystkie organy
bezpieczeństwa zaczęły wykorzystywać takie metody. Wcześniej istniało poczucie,
że władza stwarza pozory państwa prawa, trzymano się procedur przewidzianych w
prawodawstwie. Ciągle nie mogę się nadziwić, że podczas gdy od niektórych
więźniów politycznych wymuszono prośby o ułaskawienie, to nawet wówczas
procedura nie była wykonywana zgodnie z obowiązującym prawem. Takie represje
mają miejsce nawet w dziedzinie prawa.
Czy w 2012 roku więźniowie
polityczni wyjdą na wolność?
J. Dakachrust: Jaka jest
państwa prognoza na najbliższy rok, czy więźniowie polityczni opuszczą zakłady
w 2012 roku? Czy pozostaną jednak za kratami? A może ich liczba jeszcze
wzrośnie?
Katkouskaja: Wcześniej przewidywałam, że kandydaci nie opuszczą
więzienia do Nowego Roku, chociaż mój pogląd mało kto podzielał. Również teraz
jest mi przykro to mówić, ale nie wierzę, że w ciągu najbliższego roku tacy
ludzie Sannikau, Statkiewicz, Daszkiewicz, Bialacki czy Bandarenka, wyjdą na
wolność.
Kalinkina: Ja nadal wierzę, że oni wyjdą na wolność, ponieważ
po ostatnich wyborach prezydenckich Łukaszenka znalazł się pod ścianą i ma
niewielkie pole manewru. Rosja trochę tę ścianę odsunęła, ale ona nigdzie nie
zniknęła. Dla Rosji, dla Chin, ważnym jest by Białoruś utrzymywała dobre
stosunki z Europą, ponieważ jest ona swoistą „strefą tranzytu” między nimi i
Zachodem. Sama Rosja nie jest gotowa by postawić ścianę między sobą a Europą.
Wiele będzie zależeć od tego jak będą się rozwijać wydarzenia w Rosji, jak
przebiegną wybory i co się stanie po nich, ale w każdym przypadku prezydent
Białorusi będzie potrzebował jakiegoś pola manewru, będzie próbował pozbyć się
pełnej zależności od Wschodu. A uwolnienie więźniów politycznych jest pierwszym
krokiem jaki może zrobić.
Hulak: Dla białoruskiego społeczeństwa najważniejsze jest
by ci ludzie byli na wolności, żeby mogli rozwijać stosunki międzynarodowe, a
także budować je wewnątrz kraju. Sądzę, że władze zdają sobie z tego sprawę. Jak
szybko się to stanie? Dopóki logika barykady dominuje w głowach, to jestem
pesymistą. Po ludzku mam nadzieję, że ten problem zostanie rozwiązany.
6 stycznia 2012, 23:10, Jury
Drakachrust
Artykuł można przeczytać tutaj